Polska - Czechy. Dlaczego trenerzy byli wzorem i zostali memem

Trenerzy z Czech przez lata przychodzili do Polski, by "pokazać, co takiego robią w piłce, że są lepsi". Albo nie okazali się dobrymi nauczycielami, albo nie byli u nas słuchani. Mecz Polska - Czechy w eliminacjach Euro 2024 dziś o godz. 20.45.

Publikacja: 17.11.2023 03:00

Werner Liczka i Stanislav Levy - czescy trenerzy, którzy pracowali w Polsce z niezłymi wynikami

Werner Liczka i Stanislav Levy - czescy trenerzy, którzy pracowali w Polsce z niezłymi wynikami

Foto: Sławek / David Sedlecky

W XXI wieku to właśnie trenerzy z Czech stanowią największą grupę obcokrajowców, którzy prowadzili kluby piłkarskiej Ekstraklasy. To w sumie nie jest wielkie zaskoczenie, większym jest raczej to, że po tym, jak w latach 60. i 70. Legię z sukcesami prowadził Jaroslav Vejvoda (a Ruch Chorzów Słowak Michal Viczan), żaden czeski szkoleniowiec nie został zatrudniony w ówczesnej pierwszej lidze przez kolejne dwie dekady.

Jaroslav Vejvoda - trenerski wizjoner w Legii

Nie chodzi tu o same sukcesy, które Jaroslav Vejvoda osiągał z Legią Warszawa – szybko zdobyty Puchar Polski (1966) i serię pięciu sezonów na ligowym podium, z mistrzostwem Polski włącznie (1969). Czech, który zdobywał mistrzostwa kraju z Duklą Praga, był w Polsce jak powiew świeżej myśli trenerskiej. „Właśnie kogoś takiego potrzebował polski futbol – specjalisty rozumiejącego, jak rozwijać konkretny system. Ustawieniem pozwalającym Dukli podejmować rywalizację w Europie (za Vejvody prażanie trzykrotnie dochodzili do ćwierćfinału Pucharu Europy) było zaś 4-3-3. (...) Stała się więc najlepsza możliwa rzecz dla polskiego futbolu – trafili do nas zagraniczni fachowcy. I to już nie tylko z woli PZPN i nie z drugiego lub trzeciego szeregu (…) Czech był bardzo wymagający i zdecydowany w narzucaniu dyscyplin” – zachwala Michał Zachodny w książce „Polska myśl szkoleniowa”, wydanej w zeszłym roku przez SQN. I jako przykład podaje sytuację, gdy przed spóźnionym Kazimierzem Deyną, Vejvoda zamknął drzwi autobusu.

Czytaj więcej

Polska - Czechy. Daniel Rygel: Los trenera zależy od awansu

Rozwój Kazimierza Deyny w Legii to zresztą symbol trenerskiego kunsztu Czecha. To Vejvoda postanowił, by z napastnika zrobić z niego rozgrywającego. „Kaziu, ty jseś rozeny zaloźnik” – tak ten słynny cytat, krążący w przekazach w różnych wersjach, zapisał Stefan Szczepłek w książce „Deyna”. Czech zmienił też zresztą pozycję na boisku m.in. Władysławowi Stachurskiemu, a z Lesława Ćmikiewicza uczynił zawodnika niesamowicie wszechstronnego, na czym korzystała też reprezentacja Polski. Jej późniejszy selekcjoner, Jacek Gmoch, w swoich wspomnieniach wynosi Jaroslava Vejvodę na piedestał. Jak pisał w „Alchemii futbolu”, dzięki Czechowi zaczął „rozumieć grę”, a nawet więcej: „Rozsmakowałem się w piłce nożnej dzięki trenerowi Vejvodzie (...). Dzięki Vejvodzie poznałem satysfakcję, jaką daje gra zespołowa, budowanie akcji dla kogoś z drużyny”.

Werner Liczka zaczął modę

Choć w 2001 roku reprezentacja Polski była w trakcie pierwszych od szesnastu lat zwycięskich eliminacji na mundial pod wodzą Jerzego Engela, nasz futbol - zwłaszcza klubowy - był pogrążony w marazmie. Kluby, szukając wyjścia, znów zaczęły zerkać na trenerów z Czech - kraju, który trochę wcześniej (Euro 1996) i trochę później (Euro 2004) robił furorę na mistrzostwach kontynentu.

Werner Liczka, gdy dostawał pracę w Polonii Warszawa, był przedstawiany właśnie jako asystent w kadrze Czechów podczas srebrnego dla nich Euro ’96. To właśnie on wyrobił ponownie dobrą markę czeskim trenerom w Polsce. Dziennikarze chwalili jego wiedzę o futbolu i otwartość. Piłkarze - gdy już przywykli do wówczas wręcz szokujących zmian - jego warsztat.

Czytaj więcej

Polska - Czechy. Michał Probierz w oblężonej twierdzy

Czech działał kompleksowo. W klubowej kuchni do legendy przeszedł szlaban na jajecznicę i parówki na śniadanie dla piłkarzy. W gabinetach pomagał szefom klubu w rozmowach ze sponsorami. W końcu, na boisku, wprowadzał nowy wówczas w Polsce system gry z czterema obrońcami. I nowy sposób organizowania się w defensywie. „W taktyce gry, gdy najlepsi zawodnicy tracą piłkę, nie czekają, nie odpoczywają, tylko natychmiast starają się ją odzyskać. To ważna zmiana w dzisiejszym futbolu. W polskiej piłce nożnej nie widać, aby ktoś ją wprowadził” - cytuje ówczesne słowa Liczki wspominany Michał Zachodny.

Polonia za kadencji Czecha była chwalona, ale nie powtórzyła ostatecznie sukcesów jego poprzednika – Jerzego Engela. A Liczka – choć był tego blisko, a Michał Listkiewicz prowadził z nim rozmowy w Cieszynie – po nieudanym mundialu 2002 nie został następcą Engela w roli selekcjonera, bo z kadrą postanowił spróbować Zbigniew Boniek. Trofeum – mistrzostwo Polski – Liczka zdobył potem z potentatem tamtych czasów, Wisłą Kraków. Ale pod Wawelem długo nie popracował, pożegnano go ze względu na mało ofensywny styl (wersja oficjalna) lub z powodu częstych w tym klubie zakulisowych gier (wersja mniej oficjalna).

Czytaj więcej

Polska - Czechy. Werner Liczka: Straciliście twarz

Gdy więc potem Werner Liczka pracował w Górniku Zabrze, podkreślał w mediach, że gra jego zespołu ma cieszyć oko kibiców. I cieszyła, choć też nie za długo.

Dobrą opinię o szkoleniowcach zza południowej granicy na początku XXI wieku jeszcze wzmocnił Słowak Duszan Radolsky, którego wicemistrzowski Groclin Dyskobolia Grodzisk Wlkp. grał nie tylko efektownie, ale i efektywnie, eliminując Herthę Berlin i Manchester City.

Oprócz Liczki, trofeum wzniósł też Josef Csaplar, który Wisłą Płock – głównie nogami Ireneusza Jelenia – poprowadził do Pucharu Polski w 2006 r. Gdy Jeleń przeprowadził się po tym sukcesie do Francji, w kolejnym sezonie płocczanie spadli z Ekstraklasy, a Czech został zwolniony nim to ostatecznie się stało. Przed przyjściem do Płocka Csaplar zdobył mistrzostwo Czech ze Slovanem Liberec, po odejściu z niego – prowadził reprezentację Czech do lat 17 i 19. I podobnie jak chyba większość omawianych dalej czeskich szkoleniowców, cieszy się w ojczyźnie większym uznaniem niż w Polsce.

Księga anegdot o czeskich trenerach

W podobnym czasie do Liczki w Polonii, pracę w Śląsku Wrocław dostał Petr Nemec. Jego zatrudnienie od początku było trochę groteskowe, bo miał on współprowadzić zespół na teoretycznie równorzędnych zasadach z Marianem Putyrą. - Piłka czeska stoi dziś wyżej od polskiej, stąd też taki kierunek naszych poszukiwań. Trener Nemec ma nam pomóc i pokazać, co oni robią w piłce, że są lepsi od nas – mówił Putyra. Nie był to duet na miarę szwedzkich selekcjonerów Lagerbacka i Soederberga. Śląsk w 2002 roku spadł z Ekstraklasy.

Czytaj więcej

Polska - Czechy. Michał Listkiewicz: Szkolenia możemy się od nich uczyć

W zatrudnieniu Nemca pobrzmiewało – niewypowiedziana wtedy wprost – chęć zatrudnienia szkoleniowca spoza polskiej „karuzeli”, nieuwikłanego w szalejącą wtedy w polskiej piłce korupcję. „Decyzja sprowadzenia zagranicznego trenera do Śląska spowodowana była również wielkim rozczarowaniem klubowych działaczy do znanych polskich trenerów” – pisała prasa. Nemec dobrze radził sobie potem w klubach o mniejszym potencjale - Flocie Świnoujście i Warcie Poznań, z którą awansował na zaplecze Ekstraklasy w 2017 r.

Na podobną „nową jakość” liczył młody zarząd Lecha Poznań, gdy zatrudniał Libora Palę i jego forpocztę Bohumila Panika. Panik został zapamiętany głównie z tego, że piłkarze pod jego wodzą mieli na obozie wpatrywać się w bezruch oceanu i w ten sposób czerpać z niego energię. Pala bilans miał gorszy niż zły i poznańscy kibice pożegnali go machaniem chusteczkami i wulgarną rymowanką. Potem Czech wsławił się jeszcze stosowaniem kryterium minimalnego wzrostu (granicą 1,75 m) u skrzydłowych i – według przekazów - podarowaniem piłkarzowi kamienia, dzięki czemu szybciej wyleczy on kontuzję. Czechów w Lechu zastąpił Czechu, tzn. Czesław Michniewicz.

Stanislav Levy w Śląsku Wrocław wyniki na początku miał przyzwoite, natomiast on trafił już na czasy memów i powszechnego obśmiewania w internecie jego dość mało starannego wyglądu. Zapamiętany został m.in. z wykrzyczanego w złości hasła, że to nie drużyna, a "pozoranty".

Czytaj więcej

Euro 2024. Polska- Czechy: Mamy rachunki do wyrównania

Z kolei Pavel Hapal (w Zagłębiu) oraz Radoslav Latal (w Piaście Gliwice i w Niecieczy) może i zostali zapamiętani jako fachowcy, ale oczekiwania względem nich i tak były większe niż wyniki, jakie osiągnęli. Latal minionego lata o Ekstraklasę bił się jeszcze w barażach, po ich przegraniu odszedł z Polski. I w ten sposób w sezonie 2022/2023, pierwszy raz od 2001 roku, w top 40 polskich klubów nie ma trenera z Czech.

A PZPN, choć ostatnio regularnie zmienia selekcjonera reprezentacji Polski, ani razu nie brał na serio pod uwagę trenera z Czech. 

W XXI wieku to właśnie trenerzy z Czech stanowią największą grupę obcokrajowców, którzy prowadzili kluby piłkarskiej Ekstraklasy. To w sumie nie jest wielkie zaskoczenie, większym jest raczej to, że po tym, jak w latach 60. i 70. Legię z sukcesami prowadził Jaroslav Vejvoda (a Ruch Chorzów Słowak Michal Viczan), żaden czeski szkoleniowiec nie został zatrudniony w ówczesnej pierwszej lidze przez kolejne dwie dekady.

Jaroslav Vejvoda - trenerski wizjoner w Legii

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Ranking UEFA: Raków Częstochowa i Legia Warszawa grają dla siebie i Polski
Piłka nożna
Losowanie Euro 2024. Najpierw awans, później grupa marzeń z Niemcami
Piłka nożna
Liga Europy. Raków pozostaje w grze o pucharową wiosnę
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Manchester United nad przepaścią, awans coraz mniej realny
Piłka nożna
Liga Konferencji. Legia Warszawa na drodze po awans
Materiał Promocyjny
Razem dla Planety, czyli chemia dla zrównoważonej przyszłości