Manchester City nie zwykł przegrywać przed własną publicznością, a w środę zagrał tak, by nie było wątpliwości, że zasłużył na finał.
Piłkarze Guardioli, podobnie jak przed tygodniem w Madrycie, ruszyli od początku do ataku, dominowali, momentami ich przewaga była przygniatająca. Real tylko interwencjom Thibauta Courtoisa (powstrzymał m.in. dwukrotnie Erlinga Haalanda) zawdzięczał, że nie schodził na przerwę z bagażem trzech, czterech bramek. Stracił dwie - obie po strzałach Bernardo Silvy.
Niektórzy zastanawiali się, czy Portugalczyk powinien się znaleźć w podstawowym składzie, czy może lepiej będzie, jeśli w wyjściowej jedenastce zastąpi go Riyad Mahrez. Silva odpowiedział w najlepszy możliwy sposób. Najpierw wykorzystał kapitalne podanie od Kevina de Bruyne, później dobił uderzenie Ilkaya Guendogana - głową, choć na boisku był jednym z najniższych zawodników.
Czytaj więcej
Inter pokonał po raz drugi Milan i po 13 latach znów jest w finale. 10 czerwca zagra w Stambule z Manchesterem City lub Realem Madryt.
To był jego wieczór. Został dopiero trzecim piłkarzem w historii, który wbił Realowi minimum dwie bramki w półfinale Ligi Mistrzów. Wcześniej dokonali tego tylko Leo Messi (w 2011 roku) i Robert Lewandowski (dwa lata później).