Kosta Runjaić wyciągnął wnioski z ubiegłorocznej porażki w Częstochowie 0:4, wiedział, że trzeba utrudnić przeciwnikowi organizowanie akcji i nie pozwalać mu dojść pod bramkę. Teoretycznie to proste, bo z grubsza na tym polega gra. Raków znany jest jednak z tego, że w budowaniu akcji bierze udział cała jedenastka, nie wiadomo, czego się spodziewać, skąd idzie zagrożenie i kto postawi kropkę nad i.
Legia nie tylko wszystko to wzięła pod uwagę, ale wiedziała, co zrobić, żeby odnieść sukces. Prostopadłe podania, przerzuty z jednego skrzydła na drugie (tak padł gol Pawła Wszołka z podania Filipa Mladenovicia), dezorganizujące obronę i pressing, okazały się skuteczne.
Czytaj więcej
Kiedy walczy lider z drugą drużyną w tabeli często obydwie czają się, czekając na błąd przeciwnika. Tym razem tak nie było. Legia wyciągnęła wnioski z meczu jesiennego, przegranego w Częstochowie 0:4. Nie tylko grała bardzo skutecznie w obronie, przeszkadzając gościom jeszcze na ich połowie, ale myślała jak z tego odnieść korzyść.
Obydwa kluby mają wyrównane kadry po około dwudziestu zawodników, więc bywa, że rezerwowi są lepsi od tych z pierwszych jedenastek. Być może Marek Papszun popełnił błąd, zaczynając mecz bez Vladislavsa Gutkovskisa, Jeana Carlosa i Mateusza Wdowiaka. Kiedy weszli na boisko, już było za późno. Ivi Lopez, słusznie uznany za najlepszego piłkarza ekstraklasy poprzedniego sezonu, w sobotę przy Łazienkowskiej długo bywał niewidoczny.
Dobra zmiana
Miedź przegrała z Koroną 0:1, zajmuje wciąż ostatnie miejsce, a jej strata do bezpiecznej strefy wynosi już dziesięć punktów. Zespół z Legnicy gra słabo, bo brakuje mu klasowych piłkarzy. W następnej kolejce Miedź gościć będzie Legię, potem Raków. Gdzie ma szukać punktów?