Spotkanie z Albańczykami przyniosło ulgę, bo wynik był lepszy niż gra. Polacy byli na Stadionie Narodowym apatyczni i zachowawczy. Marcowe mecze potwierdziły, że piłkarzy, którzy rozkwitają w swoich klubach - Karol Linetty jest przecież chwalony w Torino, Michał Karbownik to ważny piłkarz Fortuny Dusseldorf, Krystian Bielik w Birmingham City jest niemal niezastąpiony - jako kadrowicze zwijają skrzydła. Grają na alibi, paraliżuje ich strach przed błędem.
Cierpliwość jest w futbolu cnotą, ale zachowawczość - skazą. Polacy wciąż nie mogą się wyzbyć minimalizmu, który wpoił im Czesław Michniewicz. Poprzedni selekcjoner przekonywał ich, że nie będą w stanie grać ładnie dla oka, powinni raczej zabijać futbol. Zupełnie inaczej na piłkę patrzył Paulo Sousa. On już podczas pierwszej konferencji rzekł: „Nie lękajcie się” i te słowa - choć wyrwane z kontekstu - mogłyby streścić jego pomysł na reprezentację.
Kto chce grać w piłkę
Dziś Polacy się boją. Odważnych na boisku moglibyśmy policzyć na palcach, to przede wszystkim kapitan Robert Lewandowski oraz oszlifowani piłkarsko na Zachodzie Nicola Zalewski i Piotr Zieliński. Brak ryzyka bywa godzeniem się na przeciętność, bo pociąga za sobą brak wiary w siebie. Zieliński już w Pradze mówił, że najważniejszym zadaniem drużyny jest uświadomienie sobie, że potrafi utrzymywać się przy piłce oraz kontrolować mecz.
Czytaj więcej
Polacy wyleczyli kaca, ale nie rozgrzali serc. Nasza reprezentacja wygrała na Stadionie Narodowym z Albanią 1:0 po golu Karola Świderskiego. Teraz przed selekcjonerem Fernando Santosem trzy miesiące ciężkiej pracy, bo jego drużynę stać na więcej.
Albania nie była pod tym względem wyzwaniem. - Rywale nie atakowali nas zbyt mocno pressingiem, więc mogliśmy sobie pozwolić na rozgrywanie piłki. Pokazaliśmy też więcej walki niż w Pradze - mówi bramkarz Wojciech Szczęsny, który zazwyczaj trzeźwo ocenia sytuację. Trzeba mu zwłaszcza przyznać rację, gdy dodaje: - Zespół wierzy w pomysł trenera Santosa, ale to przecież nie znaczy, że już od kolejnego meczu zaczniemy grać jak Barcelona.