Polska - Albania 1:0. Wygrana serwowana na chłodno

Polacy wyleczyli kaca, ale nie rozgrzali serc. Nasza reprezentacja wygrała na Stadionie Narodowym z Albanią 1:0 po golu Karola Świderskiego. Teraz przed selekcjonerem Fernando Santosem trzy miesiące ciężkiej pracy, bo jego drużynę stać na więcej.

Publikacja: 27.03.2023 22:41

Strzelec jedynej bramki Karol Świderski

Strzelec jedynej bramki Karol Świderski

Foto: PAP/Piotr Nowak

Drużyna prowadzona przez Santosa miała się zrehabilitować za porażkę z Czechami w Pradze (1:3) i zacząć uwodzenie kibiców, którzy szczelnie wypełnili trybuny Stadionu Narodowego, choć mecz odbył się w najchłodniejszym dniu marca, a gorąca kawa po kwadransie na trybunie robiła się zimna. Kadrowicze nie umieli jednak rozgrzać fanów. Zamiast flirtu fani dostali zwycięstwo serwowane na zimno.

Temperatura, jeśli rosła, to jedynie o kilka stopni. Polacy - w przeciwieństwie do meczu sprzed kilku dni - nie dali się zepchnąć rywalom na liny, to oni mieli inicjatywę: utrzymywali się przy piłce, konsekwentnie budowali kolejne ataki. Kierowała nimi jednak ostrożność, którą łatwo pomylić z cierpliwością. Postawili na futbol precyzyjny, bo bali się ryzyka. Byli rozważni, ale nie romantyczni.

Kim jest Karol Świderski

Wydawało się, że pierwsza połowa będzie czasem do zapomnienia, aż nadeszła 41. minuta. Piłka po rzucie wolnym spała pod nogi Jakuba Kamińskiego, który trafił w słupek. Na dobitkę czekał już jednak człowiek, który w polu karnym stoi prawie zawsze tam, gdzie powinien. Karol Świderski trafił z bliska potwierdzając, że jest w kadrze człowiekiem od zadań specjalnych - przy zapotrzebowaniu na ważne gole właściwie niezawodnym.

Czytaj więcej

Stefan Szczepłek: Przyczółek nadziei

26-latek odbiera profity za rzetelną pracę. Grał w Jagiellonii Białystok, PAOK-u Saloniki, aż wreszcie trafił do Charlotte. Nikt nigdy nie łączył go z czołowymi klubami kontynentu, transfer do amerykańskiej MLS za 4,5 mln euro przeszedł trochę bez echa. Jako jeden z nielicznych kadrowiczów nie odmawia wywiadów pomeczowych, ale żyje poza zasięgiem tabloidów. Ożenił się ze szkolą miłością. Chyba kocha go też piłka - w 20 meczach kadry, strzelił 9 goli.

Ta bramka była też nagrodą za wnioski, które wyciągnął Santos. Portugalczyk wcześniej widział piłkarzy głównie na wideo, a z nagrań trudno rozczytać charakter. Mecz z Czechami pokazał, że kilku zawodników selekcjoner obdarzył przesadnym zaufaniem. Dzień przed spotkaniem z Albanią mówił, że nie zna nawet 90 proc. składu, a przecież podczas przedmeczowej konferencji prasowej w Pradze podobno się nie wahał i miał jedenastkę gotową.

9 goli

strzelił w reprezentacji Karol Świderski. 26-latek zagrał w kadrze 20 razy

Teraz zderzył się z nieuniknionymi wątpliwościami, a może także świadomością, że Polakom umiejętnościami bliżej jednak do Greków niż Portugalczyków, których wcześniej prowadził. Miejsce w składzie stracili Krystian Bielik, Sebastian Szymański (jako jedyny z nich wszedł na boisko po przerwie) oraz Michał Karbownik, a Robert Gumny pozostał na ławce, choć z powodu kontuzji zgrupowanie opuścił Matty Cash.

Nadzieja z Poznania

Selekcjoner na to, co działo się w Pradze, odważnie reagował już podczas meczu, a po spotkaniu podjął działania wręcz radykalne. Miejsce na środku obrony zajął Bartosz Salamon z Lecha Poznań. Santos mógł skreślić Jakuba Kiwiora, ale przestawił go na lewą stronę, czy do strefy komfortu, a miejsce na prawej obronie zajął Przemysław Frankowski, który grał tak podczas trzech ostatnich meczów w RC Lens.

Santos - słuchając raczej własnego instynktu niż Roberta Lewandowskiego - wystawił ponadto dwóch napastników. To sprawiło, że do środka pola mógł się cofnąć Piotr Zieliński. Selekcjoner dwóch zawodników z przodu uzupełnił skrzydłowymi. Trudno było o bardziej klarowny zwiastun zerwania ze strachem, choć tego dnia przez Polaków bardziej przemawiała jednak nie odwaga, tylko ostrożność.

Pierwszoplanowe role grali nowi zawodnicy. Zalewski pokazał, że zbyt dobrze żyje z piłką - należy do tego skromnego gatunku polskich zawodników, którym obcowanie z przedmiotem swojego zawodu sprawia przyjemność, a nie ból - aby trzymać go na ławce rezerwowych, a jego dwójkowe akcje z Przemysławem Frankowskim były w pierwszej połowie najgroźniejszą bronią Polaków.

Najlepszym piłkarzem nie był jednak żaden z nich, tylko Salamon. Doświadczony obrońca - choć powołany awaryjnie - grał pewnie. Przerywał ataki, wygrywał pojedynki, inicjował akcje. Wyglądał na tle Albańczyków jak lider defensywy, który nie tylko broni, ale ma także ochotę na więcej. Mogliśmy w nim momentami dostrzec nieco młodszego i sprawniejszego Kamila Glika.

Odczarowana twierdza

PGE Narodowy, który kiedyś był dla Polaków twierdzą - występy na nowym obiekcie nasi kadrowicze zaczęli od 17 zwycięstw i czterech remisów - zamienił się ostatnio w miejsce grzebania nadziei. To właśnie tam nasi kadrowicze przegrywali z Węgrami (1:2), Belgami (0:1) i Holendrami (0:2). Może właśnie te dwa ostatnie mecze przekonały Grzegorza Krychowiaka, że nie będziemy grać ładnie w piłkę.

Teraz udało się zwyciężyć, choć po przerwie Albańczycy zaatakowali odważniej. Czujność Szczęsnego strzałami z dystansu sprawdzali Kristjan Asllani oraz Myrto Uzuni. Ten ostatni, jako lider klasyfikacji strzelców zaplecza LaLiga, to najgroźniejsza broń w albańskim arsenale, bo kontuzjowany jest Armando Broja z Chelsea Londyn. Nasi obrońcy nie pozwolili jej wystrzelić, choć jeszcze w 88. minucie chybił z kilku metrów.

Według statystyk UEFA Albańczycy oddali trzy celne strzały na bramkę Polaków. Wojciech Szczęsny zako

Według statystyk UEFA Albańczycy oddali trzy celne strzały na bramkę Polaków. Wojciech Szczęsny zakończył mecz z czystym kontem

Foto: PAP/Leszek Szymański

Sylvinho przekonywał, że futbol to przygoda, więc nie ma w niej miejsca na strach, ale jego podopiecznym zabrakło kompetencji, aby zaszkodzić Polakom. Albania miała być za jego kadencji bardziej brazylijska niż włoska, ale w Warszawie była raczej albańska. Widzieliśmy zespół, który w ubiegłym roku wygrał tylko z Armenią, a nie ten, który w eliminacjach mundialu napsuł nam sporo krwi.

Nie rozgrzali serc

Obaj selekcjonerzy wyruszyli tej wiosny w nową podróż, stykając się z nieznanym. Sylvinho dzień przed meczem wyjaśniał, że przez kilka poprzednich tygodni obejrzał 240 meczów, które pozwoliły mu wyselekcjonować 70 piłkarzy. Santos potrzebował 120 spotkań - ligi polskiej oraz zagranicznych, a także poprzednich występów reprezentacji - żeby stworzyć 90-osobową listę kandydatów do kadry.

Zarówno Brazylijczyk, jak i Portugalczyk mierzyli się z ograniczonymi przez kontuzje zasobami. Większą głębią składu dysponował Santos, co było widać na boisku. Polacy wygrali, bo mają lepszych piłkarzy, a wśród nich sprytnego Świderskiego. Kadrowicze wyleczyli kaca po porażce w Pradze, ale nie rozgrzali serc. Możemy oczekiwać od nich więcej. Wiedzą to kibice oraz selekcjoner Santos.

Polacy do rywalizacji w eliminacjach wrócą w czerwcu, zagramy wówczas na wyjeździe z Mołdawią. To wcale nie musi być spacerek, bo Kiszyniów tylko z jednym punktem opuścili Czesi. Awans do Euro 2024 wywalczą dwa najlepsze zespoły z każdej grupy. Trudno sobie wyobrazić, aby naszej reprezentacji miało w tym gronie zabraknąć.

Eliminacje Euro 2024
Grupa E

Polska - Albania 1:0 (1:0)
Bramki: Karol Świderski (41)
Żółte kartki: Karol Linetty, Bartosz Salamon (Polska) oraz Elseid Hysaj, Qazim Laci (Albania)

Polska: Wojciech Szczęsny - Przemysław Frankowski, Bartosz Salamon, Jan Bednarek, Jakub Kiwior - Jakub Kamiński, Karol Linetty (77. Damian Szymański), Piotr Zieliński, Nicola Zalewski (68. Michał Skóraś) - Karol Świderski (88. Sebastian Szymański), Robert Lewandowski
Albania: Thomas Strakosha - Ivan Balliu, Marash Kumbulla, Enea Mihaj, Elseid Hysaj - Jasir Asani (70. Ansi Mehmeti), Klaus Gjasula (88. Qazim Laci), Ylber Ramadani, Jasir Asani (75. Nedim Bajrami) - Sokol Cikalleshi (75. Taulant Seferi), Myrto Uzuni

Sędzia: Slavko Vincic (Słowenia)
Widzów: 56 227

Pozostałe mecze grupy E
Mołdawia - Czechy 0:0

Pozostałe mecze Polaków
20 czerwca: Mołdawia – Polska
7 września: Polska – Wyspy Owcze
10 września: Albania – Polska
12 października: Wyspy Owcze – Polska
15 października: Polska – Mołdawia
17 listopada: Polska – Czechy 

Drużyna prowadzona przez Santosa miała się zrehabilitować za porażkę z Czechami w Pradze (1:3) i zacząć uwodzenie kibiców, którzy szczelnie wypełnili trybuny Stadionu Narodowego, choć mecz odbył się w najchłodniejszym dniu marca, a gorąca kawa po kwadransie na trybunie robiła się zimna. Kadrowicze nie umieli jednak rozgrzać fanów. Zamiast flirtu fani dostali zwycięstwo serwowane na zimno.

Temperatura, jeśli rosła, to jedynie o kilka stopni. Polacy - w przeciwieństwie do meczu sprzed kilku dni - nie dali się zepchnąć rywalom na liny, to oni mieli inicjatywę: utrzymywali się przy piłce, konsekwentnie budowali kolejne ataki. Kierowała nimi jednak ostrożność, którą łatwo pomylić z cierpliwością. Postawili na futbol precyzyjny, bo bali się ryzyka. Byli rozważni, ale nie romantyczni.

Pozostało 90% artykułu
Piłka nożna
Dziś mecz Polska – Albania. Zagrają, czy będą znów przepraszać?
Piłka nożna
Polska - Albania. Fernando Santos: Nie możemy zapomnieć o Pradze
Piłka nożna
Czechy - Polska. Bardzo zimny prysznic. Zapomnieliśmy, że mamy grać w piłkę
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch