– Kiedy dzwoni do mnie córka, jednego dnia jestem w Kijowie, następnego w Londynie. Czasem wstaję rano i nie wiem, gdzie się obudziłem – przyznał w rozmowie z hiszpańskim dziennikiem „Marca” były kapitan, a dziś dyrektor sportowy Szachtara, Chorwat Darijo Srna. – Trudno opisać nasze życie po wybuchu wojny. Jesteśmy klubem bez adresu i to jest najbardziej bolesne.
Podobnie jak on mogą się poczuć piłkarze. Od 2014 roku, czyli po aneksji Krymu i rozpoczęciu działań wojennych w Donbasie, Szachtar zmuszony był do tułaczki po całej Ukrainie. Rywali podejmował w Charkowie, Kijowie i we Lwowie. Ale dziś nawet tam nie jest bezpiecznie, więc schronienie znalazł w Polsce. Treningi w bazie Legii w podwarszawskich Książenicach i występy w Lidze Mistrzów przy Łazienkowskiej łączy z podróżami do Ukrainy na spotkania Premier Lihy.
Czytaj więcej
Drużyna z Doniecka rozegra w środę przy Łazienkowskiej pierwszy z trzech domowych meczów w fazie grupowej. O 18.45 zmierzy się z Celtikiem Glasgow.
Choć futbol na stadiony w zachodniej części Ukrainy wrócił pod koniec sierpnia, to mecze bywają przerywane przez alarmy bombowe i nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie uciekać z boiska do schronu. Europejska federacja (UEFA) w takich warunkach nie zgodziłaby się na grę w pucharach. Szachtar do końca listopada wynajął więc centrum treningowe Legii. Decydująca okazała się dogodna lokalizacja – bliskość stadionu przy Łazienkowskiej i Lotniska Chopina.
Zamach na stadionie
W klubie mówią, że wybór Warszawy to dowód wdzięczności za to, co Polska robi dla Ukrainy. Niektórzy zawodnicy Szachtara sprowadzili tu swoje rodziny. I choć podróże do ojczyzny są dużym wyzwaniem logistycznym, piłkarze z Doniecka zdają sobie sprawę, jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. Nie muszą walczyć na froncie, ale pokazując charakter i ducha walki na murawie, dają rodakom nadzieję i starają się oderwać ich przynajmniej na chwilę od smutnej rzeczywistości.