Lech miał przewagę boiska, co nie zawsze się sprawdza, ale mieć za sobą 35 tysięcy ludzi to jednak daje siłę. W dodatku z pięciu ostatnich meczów poznaniacy wygrali cztery. Po słabszym początku sezonu wiedzie im się coraz lepiej.
Legia zajmuje wprawdzie miejsce na samej górze tabeli, ale gra w kratkę. W dodatku w Poznaniu wystąpiła bez ukaranego za kartki najlepszego rozrywającego - Josue. Zastępcy na jego miarę Legia nie ma, więc trudno się dziwić, że trener Kosta Runjaic wystawił dwóch defensywnych pomocników: Bartosza Slisza i Rafała Agustyniaka, żeby przeszkadzali lechitom w środku boiska.
Slisz potrafi tylko odbierać piłkę i oddawać najbliższemu partnerowi. Augustyniak jest nieco bardziej kreatywny i dynamiczny. W takim meczu ich destrukcyjne umiejętności okazały się największym atutem drużyny.
Można było odnieść wrażenie, że warszawianie nastawili się od początku na remis i plan zrealizowali. Dość powiedzieć, że w ciągu ponad stu minut (sędzia przedłużył pierwszą połowę o pięć minut, a drugą o dziewięć) nie oddali na bramkę Lecha ani jednego celnego strzału.
Nie zrobił tego nawet Carlitos. Jego odpowiednik po drugiej stronie - Mikael Ishak strzelił tylko raz, i to słabo. Carlitos był przed czterema laty królem strzelców ekstraklasy, a Ishak w ostatnim sezonie zajął w klasyfikacji najskuteczniejszych drugie miejsce. Indolencja w poznańskim meczu świadczy kiepsko o nich i dobrze o obrońcach, którzy ich pilnowali.