Powiedział, że spotkał tam studenta z Gdańska, który sypał nazwiskami piłkarzy z Ameryki Południowej, datami, wynikami meczów. Brat mówił, że był tą wiedzą oszołomiony. – Aż sobie zapisałem, jak się nazywał: Tomek Wołek. Jakbyście się kiedyś spotkali, to moglibyście tak gadać przez pół nocy – powiedział.
No i spotkaliśmy się po paru latach. Ja w styczniu 1974 roku zacząłem pracować w „Piłce Nożnej”, a on dojeżdżał do Warszawy jako stały korespondent tygodnika z Gdańska. I rzeczywiście demonstrowaliśmy przywiązanie do futbolowych kościołów Argentyny (Tomek) i Brazylii (ja), podkreślając jednakowoż, że sporu żadnego nie ma, bo w gruncie rzeczy religia jest ta sama.
Dla mnie najlepszym piłkarzem świata był Pele, a dla niego każdy kolejny Argentyńczyk, który pokazał się na firmamencie. Dla Tomka najlepszym atakiem w historii futbolu była piątka z River Plate lat 30., zwana „La Maquina”: Juan Carlos Munoz, Jose Manuel Moreno, Adolfo Pedernera, Angel Labruna i Felix Loustau.
On ich w życiu na oczy nie widział, ale serce mu mówiło, że każdy z nich to był „jugador genial”. Kiedy z wizytą do Polski przybył prezydent Argentyny Carlos Menem, zaproszony do Zamku Królewskiego, Tomek wspólnie z nim odśpiewał hymn River Plate, w którym wschodzi słońce, wschodzi księżyc, a oni wciąż strzelają: „Sale el sol, sale la luna, centro de Munoz, gol de Labruna”.
Czytaj więcej
W wieku 74 lat zmarł Tomasz Wołek, dziennikarz, publicysta i działacz opozycji w okresie PRL.