Dla Villarrealu, który w poprzednich sezonach triumfował w Lidze Europy i bił się o finał Champions League, występy w Lidze Konferencji to konieczność, dla Lecha - nagroda po fatalnym letnim okresie.
Nic więc dziwnego, że trener Unai Emery wystawił drugi skład bez Raula Albiola, Pau Torresa czy Gerarda Moreno. Być może myślał, że na mistrza Polski, który niedawno szorował po dnie Ekstraklasy, to wystarczy. Ale Lech potrafił pozytywnie zaskoczyć. Strzelić zespołowi z Hiszpanii trzy gole na wyjeździe to nie lada wyczyn. Nawet jeśli nie traktuje on tych rozgrywek do końca poważnie.
Mistrz Polski objął prowadzenie już w drugiej minucie po trafieniu Michała Skórasia i przez pół godziny pachniało niespodzianką. Villarreal zabrał się jednak do pracy i jeszcze przed przerwą - w ciągu ośmiu minut - zdobył trzy bramki.
Po takiej odpowiedzi rywali, jeszcze kilka tygodni temu piłkarze z Poznania raczej zwiesiliby głowy, ale ich pewność siebie ostatnio mocno wzrosła. Chwilę po przerwie Mikael Ishak wykorzystał rzut karny, a potem trafił po raz drugi. Choć Emery zareagował szybko, posyłając na boisko Moreno czy Daniego Parejo, długo zanosiło się na to, że Lech zdoła wywieźć punkt. Zabrakło kilku minut, tuż przed końcem wynik na 4:3 ustalił Francis Coquelin, ale zawodników Lecha żegnały brawa.
Za tydzień podejmą Austrię Wiedeń, która zaczęła rozgrywki od bezbramkowego remisu z Hapoelem Beer Szewa. Na mecz w Poznaniu można czekać z nadzieją, a na pewno bez obaw.