Dwa lata temu Lech grał w Lidze Europy, rok później dotarła tam Legia. Dziś nawet dwie polskie drużyny mają szansę spędzić jesień w pucharach, ale trudno mówić o postępie, bo nowe rozgrywki UEFA to europejska trzecia liga, choć nadal pozwalająca nieźle zarobić.
Awans do fazy grupowej wyceniono na blisko 3 mln euro, każde zwycięstwo na pół miliona, a remis na 166 tys. Wygranie grupy to dodatkowa premia w wysokości 650 tys., drugie miejsce – 325 tys.
To lato jest smutnym potwierdzeniem faktu, że polskie zespoły wciąż mają kłopoty z łączeniem gry na dwóch frontach. Dwóch z czterech przedstawicieli Ekstraklasy – Pogoń Szczecin i Lechia Gdańsk – pucharową przygodę zakończyło jeszcze w lipcu. Lech awans wymęczył. Tylko Raków przeszedł bezboleśnie przez wszystkie rundy, wygrał każdy z czterech meczów, nie stracił w nich nawet bramki i zdobył dla naszego kraju cenne rankingowe punkty.
Poprzeczka idzie jednak w górę. Slavia Praga to rywal silniejszy niż Astana i Spartak Trnawa. W składzie ma kilku reprezentantów Czech, w ostatnich latach Slavia występowała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, dwukrotnie docierała do ćwierćfinału Ligi Europy (w tym roku do ćwierćfinału Ligi Konferencji), ale w ubiegłym sezonie (w eliminacjach Ligi Europy) Legia pokazała, że to przeciwnik, którego można pokonać. – Nie jesteśmy faworytem, ale będziemy walczyć o awans – obiecuje trener Marek Papszun.
Raków jeszcze nigdy nie grał w fazie grupowej żadnego z europejskich pucharów, przed rokiem odpadł w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Konferencji – po porażce z KAA Gent.