Po 1:1 w Szczecinie można było mieć nadzieję, że Pogoń powalczy o awans i będą jeszcze emocje. Nic z tych rzeczy. Nie da się myśleć o dobrym wyniku, gdy popełnia się tyle błędów. Nie można zrzucić wszystkiego na sędziów, którzy - pozbawieni VAR - podejmowali kontrowersyjne decyzje (m.in. spalony przy golu na 3:0).
Gospodarze wyszli na prowadzenie po rzucie karnym, którego nie dało się zobaczyć w telewizji przez awarię zasilania na stadionie Broendby. Poprzedził go błąd Dante Stipicy w rozegraniu piłki. Przy drugim trafieniu nie popisał się Luis Mata, zagrał wprost pod nogi Simona Hedlunda i było 2:0.
Pogoń nie złożyła broni, próbowała atakować, ale - wbrew opiniom jednego z ekspertów komentujących ten mecz - była zespołem gorszym, co pokazały dwie kolejne bramki. Gospodarze robili, co chcieli, w polu karnym. Marko Divković miał tyle miejsca i czasu, że zdążył obrócić się z piłką, ustalić wynik na 4:0 i pół godziny przed końcem odebrać Pogoni wiarę, że ten wieczór może mieć szczęśliwe zakończenie.
LIGA KONFERENCJI - DRUGA RUNDA ELIMINACJI
Broendby Kopenhaga - Pogoń Szczecin 4:0
(S. Hedlund 17-z karnego i 33, M. Kvistgaarden 52, M. Divković 62)