Dla obu drużyn to był mecz-zagadka. Gospodarze wracają do Ekstraklasy po kilku latach przerwy, więc wątpliwości i niepewność były zrozumiałe. Poprzedni pobyt skończył się katastrofą sportową i organizacyjną, więc można było sobie zadawać pytanie: jak tym razem poradzą sobie piłkarze, którzy jeszcze niedawno walczyli w 1 lidze, jak wkomponują się w zespół nowi zawodnicy? Czy Leszek Ojrzyński i jego piłkarze znów staną się lokalnymi bohaterami, jak dziesięć lat temu jego drużyna, nazywana "bandą świrów"? Zwłaszcza, że oczekiwania w Kielcach są spore, a tęsknota za Ekstraklasą - wielka. Pod stadionem kręciły się tłumy kibiców, cały parking był zastawiony autami. Nie zabrakło rodzin z dziećmi, a najbardziej zagorzali kibice przygotowali efektowną oprawę.
Legią potężnie zachwiał poprzedni sezon. Z drużyny, która regularnie walczyła o mistrzostwo Polski, stała się zespołem środka tabeli. Przyszedł nowy trener Kosta Runjaić, kilku zawodników odeszło, na ich miejsce przyszli nowi, niekoniecznie dużo lepsi, ale po prostu tacy, na których Legię w tym momencie było stać. Nic dziwnego, że w pierwszym składzie wyszedł tylko słowacki skrzydłowy Robert Pich.
Czytaj więcej
W piątek rozpoczyna się sezon. Bez pompy, gdyż nie ma po temu powodu. Warto zadbać przede wszystkim, by stadionowi bandyci nie odebrali nam piłki.
Niemiecki szkoleniowiec, który jeszcze niedawno prowadził Pogoń Szczecin mówi, że kadrę trzeba wzmocnić. Apeluje o sprowadzenie napastnika i nie ma mu się co dziwić, bo do Kielc przyjechał z jednym zawodnikiem, występującym na tej pozycji Maciejem Rosołkiem. Może w transferach pomoże Legii przejście Roberta Lewandowskiego do Barcelony. W Warszawie się na nim nie poznano, ale najlepszy polski piłkarz przez rok był zawodnikiem Legii, więc ułamek z 50 mln euro trafi do stolicy.
Legia zaczęła jakby trochę przestraszona. Piłkarze Kosty Runjaicia mieli problem z utrzymaniem się przy piłce. Gospodarze, niesieni dopingiem kibiców zaczęli z animuszem i pierwsi zagrozili bramce Kacpra Tobiasza. Strzałów było jednak jak na lekarstwo, celnych podań zresztą też. U piłkarzy Korony niemal co drugie podanie kończyło się stratą, Legia była trochę dokładniejsza, ale niewiele z tego wynikało.