Dwie najlepsze drużyny ostatniego Euro doznały we wtorkowy wieczór upokorzenia.


Anglicy drugi raz w ciągu kilkunastu dni przegrali z Węgrami. Publiczność w Wolverhampton przecierała oczy ze zdumienia, gdy goście zdobywali bramkę za bramką. Skończyło się najwyższą domową porażką od 1928 roku. 
Były gwizdy i buczenie, niektórzy wyszli wcześniej ze stadionu. Trudno się dziwić nerwom kibiców, bo wicemistrzowie Europy w czterech czerwcowych meczach zdobyli dwa punkty i strzelili tylko jednego gola.


Włosi do wtorku nie ponieśli w Lidze Narodów porażki, ale w Moenchengladbach tylko patrzyli, jak grają Niemcy. Gdyby nie Gianluigi Donnarumma, ten wieczór byłby dla nich jeszcze większym cierpieniem.


Włosi nie zakwalifikowali się na mundial, więc dla nich Liga Narodów, traktowana przez większość zespołów jako zło konieczne, to ostatnia w tym roku okazja do rywalizacji o punkty. Im akurat na awansie do turnieju finałowego powinno zależeć. Ale dziś najbliżej tego są Węgrzy, którzy nieoczekiwanie prowadzą w tej grupie.