Leszek Ojrzyński: Nie zakładałem, że wrócę do Kielc

Trener piłkarzy Korony Leszek Ojrzyński o awansie z tym klubem do Ekstraklasy, nieudanych rozmowach z Legią Warszawa i Bandzie Świrów.

Publikacja: 08.06.2022 21:00

Leszek Ojrzyński: Nie zakładałem, że wrócę do Kielc

Foto: PAP/Piotr Polak

Często pan pali cygara? W sieci można znaleźć zdjęcie, jak w ten sposób świętuje pan awans do Ekstraklasy...

Takie sytuacje mogę policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli to nie był pierwszy raz, to co najwyżej drugi w życiu, jednak okazja była szczególna. Wszyscy w Kielcach się cieszyli. Mnóstwo ludzi podchodziło, żeby mi pogratulować, ktoś chciał zdjęcie. Dotarcie do zawodników zajęło mi dużo czasu, ale to było przede wszystkim ich święto. Po awansie wielu z nich automatycznie przedłużyły się kontrakty, więc walczyli też o swoją przyszłość. Ja już mam swoje lata i nie będę skakał jak młodzieniaszek, chociaż dałbym radę. Poczułem ulgę, bo wiem, jakie były oczekiwania i jaka odpowiedzialność na mnie ciążyła. Przyszedłem do Kielc po to, żeby wywalczyć awans. A dziś już myślę o przygotowaniach do nowego sezonu.

Czytaj więcej

Maciej Skorża nie jest już trenerem Lecha

To prawda, że trudno było pana namówić na przyjście do Kielc?

Tak było, ale się zdecydowałem, przede wszystkim dzięki determinacji dyrektora sportowego Pawła Golańskiego. Rozmawiałem z zawodnikami, z Kamilem Kuzerą, który jest w sztabie, a znam go jeszcze z czasów poprzedniej pracy w Kielcach. Część osób odradzała mi pracę w I lidze i mieli rację, że to trudne rozgrywki. Na całe szczęście skończyło się po naszej myśli i do Kielc wróciła Ekstraklasa. Wiedziałem, jaka jest baza, na co uważać. Pracują w klubie ci sami ludzie, których tu spotkałem poprzednio, np. fizjoterapeuta czy kierownik drużyny. To zawsze była pomocna dłoń, podobnie jak Paweł Golański lub Kamil Kuzera. Ten awans jest też ich zasługą. Po końcowym gwizdku była ulga, u niektórych widziałem łzy radości.

Wcześniej rozmawiał pan z Legią...

Jeśli od dziesięciu lat pracujesz w Ekstraklasie, to wiesz, że wcześniej czy później przyjdzie oferta. Rozmawiałem z Legią i dopiero po fiasku tych rozmów Paweł Golański złożył mi konkretną propozycję. Mówił, że byłem numerem 1 na ich liście życzeń. W Kielcach czuję się bardzo dobrze. Znam tu wielu ludzi, mam przyjaciół, chrześniaka. Nie boję się ryzyka, więc zgodziłem się objąć Koronę, bo projekt rozwija się bardzo ciekawie. A kiedy już przyszedłem, to zaangażowałem się na całego.

Pan chyba inaczej nie potrafi?

Inaczej nie można, będąc trenerem. Trzeba dać z siebie wszystko, bo ludzie ci zaufali.

To zaufanie ludzi uskrzydla, czy obciąża? Jeśli będzie pan podejmował złe decyzje, to niektórzy piłkarze stracą umowy.

Takie jest ryzyko w pracy trenera. Nieraz sam miałem ważny kontrakt i traciłem pracę. Najczęściej wymienia się trenera. Umowy są różnie konstruowane. Czasami kontrakty przedłużają się automatycznie, a czasami siada się do rozmów po zakończeniu rozgrywek. Ale i tak różnie bywa. W Mielcu mój kontrakt się przedłużył, kiedy drużyna została w Ekstraklasie, a dalej czekam na pieniądze. Sprawa jest w sądzie.

Kielce to pana miejsce na ziemi?

Piłkarskie miejsce na pewno tak. Tutaj zadebiutowałem w Ekstraklasie, tutaj pracowałem najdłużej, mieszkałem z rodziną, syn grał w piłkę, w trampkarzach Korony był nawet kapitanem, córka chodziła do liceum. W Kielcach miałem przyjaciół nawet przed przeprowadzką, a w trakcie pracy nawiązałem kolejne. Zostawiłem po sobie dobre wspomnienia, bo Banda Świrów (kultowa w Kielcach drużyna prowadzona przez Ojrzyńskiego w latach 2011–2013 – przyp. red.) rozruszała miasto. Jak byliśmy liderem tabeli, to było przyjemne i nakręcało spiralę zainteresowania, ale w następnym sezonie, po trzech meczach się pożegnaliśmy. Rodzina tu została, ale po jakimś czasie przeprowadziła się do mnie, do Warszawy.

Jest pan więźniem wspomnień o Bandzie Świrów? Ludzie chcą, żeby obecna drużyna taka była?

Od wspomnień można się odciąć, chociaż to wszystko gdzieś zostaje. We wrześniu świętowaliśmy dziesięciolecie powstania naszej ekipy, była dwudniowa impreza. Nie zakładałem, że tu wrócę, przecież drużynę prowadził Dominik Nowak. Potem wpadłem jeszcze na mecz Pucharu Polski, już po zwolnieniu trenera.

Był pan blisko pracy w Legii. Mecze z tą drużyną będzie pan teraz traktował szczególnie?

Zawsze tak było, bo pracę trenera zaczynałem właśnie w tym klubie, grał tam syn i sam kibicowałem Legii. Bilans meczów z tym zespołem mam całkiem dobry. Nie ma we mnie zadry. Wszystko było na dobrej drodze do podpisania umowy. Byłem u mamy i mnie stamtąd ściągnięto na szybkie rozmowy. Usłyszałem, że następnego dnia mam poprowadzić trening. Sytuacja zmieniła się po incydencie z kibicami, gdy kilku piłkarzy zostało poszkodowanych. Legia poprosiła o jeszcze dzień zwłoki na rozmowy z piłkarzami, którzy chcieli rozwiązywać kontrakty. Odbyło się spotkanie rady nadzorczej, na którym zdecydowano, że drużynę obejmie Aleksandar Vuković, który miał ważny kontrakt i znał wielu zawodników. To była dobra decyzja, która pomogła szybko załagodzić sytuację. Ja wszystkich nie znałem, musiałoby to potrwać dłużej, a i tak nie wiadomo, czy by mi zaufali.

Zaufanie to podstawa przy budowaniu drużyny, może być ważniejsze niż taktyka?

Zaufanie może się szybko skończyć, bo czasem jeden telefon wywraca sytuację w klubie do góry nogami. Czasami zadaniem było utrzymanie się, a po pięciu wygranych meczach zmieniały się cele: trzeba walczyć o puchary z tym samym budżetem i warunkami pracy. Bywało też tak, że nie było gdzie treningu przeprowadzić. Trener musi żyć na walizkach, bo w tym biznesie dużą rolę grają emocje, a czasami tzw. podpowiadacze. Ostatnio z pracą pożegnałem się po zremisowanym meczu.

Szacunku w polskiej piłce nożnej brakuje nawet bardziej niż dobrych trenerów i zawodników?

Trener musi żyć na walizkach, bo w tym biznesie dużą rolę odgrywają emocje i często tzw. podpowiadacze

Leszek Ojrzyński

Brakuje wielu rzeczy. Kiedyś wszystko szło w dobrym kierunku. Do podręczników licencyjnych wpisano, że każdy klub musi mieć stadion i boisko treningowe z podgrzewaną murawą, a potem się to rozmyło. Takich warunków nie spełniają wszystkie kluby, a pojawiają się plany, żeby już w styczniu zaczynać rundę wiosenną. Są kluby, które jeżdżą po 100 km do innego miasta, żeby być „gospodarzem” spotkania. Jak dbamy o profesjonalizm, to róbmy to do końca.

Po awansie do Ekstraklasy Bertus Servaas, prezes Łomża VIVE Kielce, napisał, że Jacek Kiełb, zdobywca zwycięskiej bramki w dogrywce meczu z Chrobrym Głogów, decydującym o awansie do Ekstraklasy, powinien mieć w Kielcach pomnik. Pana miejscowe media nazywają trenerem legendą.

Jacek ciągnie ten klub od lat, utożsamia się z nim i jest utożsamiany z Koroną. Wszystko bardzo przeżywa. Niech mu stawiają pomnik, tylko nie wiem, czy ma na nim być z krótszymi czy z dłuższymi włosami. Trzeba zapytać kibiców.

Pan jest zawsze krótko ostrzyżony. Wojskowy styl?

Nie, u mnie jest czas i na pracę, i na luz, jak się zasłuży. Warunki i zasady muszą być jasne.

Często pan pali cygara? W sieci można znaleźć zdjęcie, jak w ten sposób świętuje pan awans do Ekstraklasy...

Takie sytuacje mogę policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli to nie był pierwszy raz, to co najwyżej drugi w życiu, jednak okazja była szczególna. Wszyscy w Kielcach się cieszyli. Mnóstwo ludzi podchodziło, żeby mi pogratulować, ktoś chciał zdjęcie. Dotarcie do zawodników zajęło mi dużo czasu, ale to było przede wszystkim ich święto. Po awansie wielu z nich automatycznie przedłużyły się kontrakty, więc walczyli też o swoją przyszłość. Ja już mam swoje lata i nie będę skakał jak młodzieniaszek, chociaż dałbym radę. Poczułem ulgę, bo wiem, jakie były oczekiwania i jaka odpowiedzialność na mnie ciążyła. Przyszedłem do Kielc po to, żeby wywalczyć awans. A dziś już myślę o przygotowaniach do nowego sezonu.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości