Może kiedyś powstanie o tym dokument albo nawet film. O zespole, który nigdy się nie poddaje. O trenerze, który zaraża piłkarzy spokojem. Wreszcie o zbuntowanym gwiazdorze, który dorósł do roli lidera.
Twarzami tego sukcesu są Carlo Ancelotti i Karim Benzema, dostarczający kolejnych argumentów, że zasługuje na Złotą Piłkę. Ale to, co zobaczyliśmy w rewanżu z Manchesterem City, było triumfem całej drużyny. Świetnie broniącego Thibauta Courtoisa, Ferlanda Mendy’ego, który przy stanie 0:1 po strzale Jacka Grealisha wybił piłkę z linii bramkowej, zmiennika Rodrygo, który strzelił dwa gole i podał kolegom tlen.
Wszystkich bohaterów można by wymieniać długo.
To, co wydarzyło się w Madrycie, można porównać do wielkich powrotów Manchesteru United w finale z Bayernem w 1999 roku czy Liverpoolu w finale z Milanem sześć lat później. A przecież Real w równie nieprawdopodobnych okolicznościach odwracał już w poprzednich rundach losy meczów z Paris-Saint Germain i Chelsea.
Czytaj więcej
Królewscy rzutem na taśmę odrobili straty z Manchesteru, doprowadzili do dogrywki, pokonali City 3:1 i to oni zmierzą się 28 maja w Paryżu z Liverpoolem.