Unai Emery i jego obsesja futbolu. Czy Villarreal dojdzie do finału Ligi Mistrzów?

Villarreal, mały klub spod Walencji, wyrzucił już z Ligi Mistrzów Juventus i Bayern, ale nie przestaje marzyć. Teraz chce pokonać kolejną z potęg – Liverpool.

Publikacja: 26.04.2022 21:00

Trener Villarrealu Unai Emery i jeden z liderów jego drużyny Arnaut Danjuma

Trener Villarrealu Unai Emery i jeden z liderów jego drużyny Arnaut Danjuma

Foto: EPA/FRIEDEMANN VOGEL

Gdyby wpuścić wszystkich mieszkańców 50-tysięcznego Villarrealu na słynne Anfield, zostałyby jeszcze wolne krzesełka. To przykład przywoływany wielokrotnie, gdy hiszpańska drużyna gra z jednym z futbolowych gigantów, ale najlepiej obrazujący rozmiary jej sukcesu.

Nie było w półfinale Ligi Mistrzów zespołu z mniejszego miasta (poza tym pochodzącym z księstwa Monaco). Villarreal to klub rodzinny, sponsorowany od prawie ćwierć wieku przez lokalnego biznesmena Fernando Roiga. Właściciel firmy ceramicznej Pamesa, udziałowiec sieci supermarketów Mercadona, dorobił się majątku wycenianego przez magazyn Forbes na 1,7 mld dolarów, ale pieniędzy w błoto nie wyrzuca.

Liga Mistrzów
półfinał

Środa: Liverpool – Villarreal (21.00, TVP 1, Polsat Sport Premium 1). Rewanż 3 maja. Finał 28 maja w Paryżu

Roig woli gwiazdy tworzyć, niż kupować, dlatego inwestuje w akademię i skautów, którzy potrafią wyszukać piłkarskie perełki w najdalszych zakątkach świata. To wystarczyło, by z drugoligowego klubu bez tradycji stworzyć ekipę, która potrafiła nieraz rzucić wyzwanie Realowi, Atletico i Barcelonie, a przed rokiem wygrała w Gdańsku Ligę Europy.

Jak Mbappé

Villarreal nie wydał nigdy na zawodnika więcej niż 25 mln euro. Przy Liverpoolu wygląda jak ubogi krewny. Największy obecnie gwiazdor – urodzony w Nigerii holenderski napastnik Arnaut Danjuma – został wyciągnięty latem ubiegłego roku z drugiej ligi angielskiej (Bournemouth). To najlepszy dziś strzelec drużyny (16 goli w 33 meczach). Wbijał bramki Juventusowi i Bayernowi, a w Hiszpanii Atletico czy ostatnio Valencii.

W Villarrealu raczej długo nie pogra. Zna swoją wartość, nie brak mu pewności siebie.

– Jeśli spojrzymy na to, co zrobiłem w tym sezonie, z czystym sumieniem można powiedzieć, że jestem jednym z najlepszych skrzydłowych na świecie – przekonywał niedawno w rozmowie z „Guardianem”, a jego agent porównał go nawet do rok młodszego Kyliana Mbappé.

Villarreal nie wydał nigdy na zawodnika więcej niż 25 mln euro. Przy Liverpoolu wygląda jak ubogi krewny

Danjuma nie jest jedynym piłkarzem, który nie poradził sobie w Anglii, a odżył po przeprowadzce do Hiszpanii. Bez Etienne'a Capoue, który nie zrobił kariery w Tottenhamie, trudno wyobrazić sobie środek pola Villarrealu. Nie brak głosów, że 33-letni pomocnik powinien zostać sprawdzony przez Didiera Deschampsa w reprezentacji Francji. A może nawet pojechać na mundial w Katarze.

– Nie myślę o tym, czuję się spełniony. Jeśli pewnego dnia zobaczę swoje nazwisko na liście powołanych, będę bardzo zaskoczony – przyznał w wywiadzie dla „L'Equipe”, zdając sobie sprawę, jak duża konkurencja panuje w kadrze mistrzów świata.

W Villarrealu drugie piłkarskie życie zyskało też kilku innych zawodników, którzy w przeszłości z lepszym lub gorszym skutkiem grali w Anglii. To Argentyńczycy Juan Foyth i Giovani Lo Celso oraz Iworyjczyk Serge Aurier (wszyscy Tottenham). Dziesięć lat w Arsenalu spędził Francuz Francis Coquelin. W Manchesterze City nie przebił się argentyński bramkarz Geronimo Rulli, a w Watford Ekwadorczyk Pervis Estupinan.

Dla każdego z nich przyjazd na Anfield będzie sporym przeżyciem, okazją do przypomnienia o sobie angielskim kibicom. Szansy zagrania na nosie byłym pracodawcom nie dostanie Alberto Moreno, który przez pięć sezonów występował w Liverpoolu. Hiszpański obrońca zerwał więzadła krzyżowe.

Trener-pracoholik

Tym, który ma do udowodnienia najwięcej, jest jednak Unai Emery. Trener-pracoholik, wyznaczony na następcę Arsene'a Wengera, awansował z Arsenalem do finału Ligi Europy, ale już pół roku później został zwolniony z powodu słabych wyników. Nie brak opinii, że trafił do klubu w złym momencie, popełnił błędy w komunikacji z zawodnikami i stracił posłuch w szatni. – Szefowie byli ze mnie zadowoleni, ale zmiany domagali się kibice – tłumaczył w rozmowie z The Athletic.

Piłkarze opowiadają, że ma obsesję na punkcie futbolu. Żartują, że zamęcza ich analizami, bo przywiązuje wagę do najdrobniejszych szczegółów i nieustannie szuka przewag nad rywalami.

Czytaj więcej

Ekstraklasa. Wisła Kraków wciąż tonie

– Zawodnicy muszą poznać dobrze przeciwnika. Staram się przekazać im maksimum informacji. Tylko w ten sposób możemy przystępować do meczu z nastawieniem, że możemy wygrać – wykłada Emery, który pod tym względem przypomina trenera Atletico Diego Simeone, innego zwolennika ciężkiej pracy.

Taki styl prowadzenia zespołu nie wszędzie przynosi efekty. Nie przypadł do gustu gwiazdom Paris Saint-Germain, a to, co w 2017 roku wydarzyło się w rewanżu Ligi Mistrzów z Barceloną, ciągnie się za Baskiem do dziś. Po zwycięstwie 4:0 w pierwszym meczu PSG roztrwoniło przewagę na Camp Nou, przegrywając 1:6.

Jego dotychczasowa kariera pokazuje, że Emery czuje się najlepiej w ojczyźnie.

– Villarreal to mój dom – ogłosił w listopadzie, gdy pojawiły się plotki, że jest kuszony przez nowych arabskich właścicieli Newcastle United.

Z Sevillą trzy razy z rzędu triumfował w Lidze Europy (2014–2016), z Villarrealem dołożył w zeszłym sezonie czwarte trofeum, pokonując Manchester United, ale chciałby też wreszcie osiągnąć sukces w Champions League, by nie zostać zaszufladkowanym jako trener jednych – mniej prestiżowych – rozgrywek.

Niedokończony rozdział

– To prawdopodobnie najlepszy Liverpool, jaki widziałem. Musimy rozegrać perfekcyjny mecz, ale perspektywa wyeliminowania takiej drużyny stanowi dodatkową motywację – uważa Emery.

Bask ma szansę dopisać niedokończony rozdział w historii klubu. W 2006 roku Villarreal był już blisko awansu do finału Ligi Mistrzów. Wtedy na przeszkodzie stanął Arsenal, a w końcówce rewanżu rzut karny, który mógł dać dogrywkę, zmarnował Juan Roman Riquelme.

W Europie mało kto wierzy, że teraz się uda. Liverpool wydaje się zbyt mocny. Ale czy ktoś przypuszczał, że Villarreal wygra w Turynie 3:0, a potem rozprawi się z Bayernem? Pewnie tylko kibice Żółtej Łodzi Podwodnej (taki przydomek ma klub). Oni nigdy nie przestają wierzyć.

– Przyjdą chwile, kiedy będziemy cierpieć. Ale nie powinniśmy się denerwować. Możemy sprawić, że oni też będą cierpieli – zaznacza trener Liverpoolu Juergen Klopp, ale rywali nie lekceważy.

Niemiec wie, że pycha kroczy przed upadkiem, o czym najboleśniej przekonał się jego rodak, prowadzący Bayern Julian Nagelsmann.

PÓŁFINAŁY

Środa

>

7

Liverpool – Villarreal

(21.00, TVP 1, Polsat Sport Premium 1)

Rewanż 3 maja

>

Gdyby wpuścić wszystkich mieszkańców 50-tysięcznego Villarrealu na słynne Anfield, zostałyby jeszcze wolne krzesełka. To przykład przywoływany wielokrotnie, gdy hiszpańska drużyna gra z jednym z futbolowych gigantów, ale najlepiej obrazujący rozmiary jej sukcesu.

Nie było w półfinale Ligi Mistrzów zespołu z mniejszego miasta (poza tym pochodzącym z księstwa Monaco). Villarreal to klub rodzinny, sponsorowany od prawie ćwierć wieku przez lokalnego biznesmena Fernando Roiga. Właściciel firmy ceramicznej Pamesa, udziałowiec sieci supermarketów Mercadona, dorobił się majątku wycenianego przez magazyn Forbes na 1,7 mld dolarów, ale pieniędzy w błoto nie wyrzuca.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne