Po zwycięstwie 3:1 w Lizbonie Juergen Klopp mógł oszczędzać liderów i posadzić na ławce Mohameda Salaha, Sadio Mane czy Virgila van Dijka. Dopiero co grali z Manchesterem City w szlagierze Premier League, a w sobotę zagrają ponownie w Pucharze Anglii. Na finiszu sezonu trzeba umiejętnie gospodarować siłami.
Awans Liverpoolu ani przez chwilę nie był zagrożony, choć w końcówce gospodarze pozwolili sobie wbić dwa gole i mecz na Anfield zakończył się remisem 3:3.
Po wieczorze hiszpańskim we wtorek, kiedy z awansu cieszyły się Real i Villarreal, w środę mieliśmy wieczór angielski. Do Liverpoolu dołączył Manchester City - po bardzo nerwowym meczu w Madrycie.
To było jedno z tych spotkań, w którym brak bramek nie odbiera widowisku dramaturgii i emocji. Atletico pokazało, że gdy trzeba, potrafi atakować i pójść na wymianę ciosów. Próbowało różnych metod, nie zawsze zgodnych z przepisami, za co w ostatnich minutach sędzia wyrzucił Felipe, ale goście nie dali się zaskoczyć. Cierpieli, Phil Foden przez niemal cały mecz grał z opatrunkiem na głowie, Kevin de Bruyne i Kyle Walker doznali urazów i nie dotrwali do końca. Ale ich koledzy zdołali obronić wynik i nie dopuścili do dogrywki.
Manchester City zmierzy się teraz z Realem, Liverpool zagra z Villarrealem.