Areną tego skandalicznego zdarzenia był stadion w Burnley. Gdy przed meczem z Chelsea (zwycięstwo londyńczyków 4:0) piłkarze obu drużyn ustawili się w kółku, by uczcić ofiary wojny, grupa przyjezdnych kibiców zaczęła skandować nazwisko Romana Abramowicza.
Rosyjski oligarcha, któremu zarzuca się bliskie relacje z Kremlem, w obawie przed sankcjami ogłosił kilka dni temu, że po prawie 20 latach wystawia londyński klub na sprzedaż. Jak widać są ludzie, którym narodowość Abramowicza nie przeszkadza, a sympatia do odchodzącego właściciela przesłoniła trzeźwe myślenie. Zachowanie kibiców potępił nawet trener Chelsea Thomas Tuchel.
– To nie był odpowiedni moment. Powinniśmy wszyscy okazać solidarność i wsparcie – mówił.
Na europejskich stadionach więcej było jednak zachowań godnych naśladowania. Wszędzie dominowały kolory niebieski i żółty, wybrzmiewały antywojenne apele, a jednym z bardziej wzruszających obrazków był odśpiewany przez kibiców Liverpoolu przed spotkaniem z West Hamem (1:0) klubowy hymn. Słowa „You'll never walk alone” w wojennej rzeczywistości nabrały nowego znaczenia.
Na gestach się nie kończy. Władze niemieckiej Bundesligi postanowiły przekazać Ukrainie milion euro. Pieniądze zostaną przeznaczone na pomoc humanitarną. Jedną z twarzy akcji został Robert Lewandowski. Polski as Bayernu oddał też na charytatywną aukcję opaskę kapitańską w barwach Ukrainy, w której zagrał przed tygodniem w meczu z Eintrachtem Frankfurt. Wylicytowano ją za 27 tys. zł.