Nie było takiego strzeleckiego festiwalu, jak w wygranym przez Kamerun meczu z Burkina Faso (3:3, karne 5-3) o trzecie miejsce, ale emocji w niedzielny wieczór też nie brakowało.

Senegal pragnął poznać smak zwycięstwa w turnieju, Egipt - zdobyć ósmy tytuł i po 12 latach przerwy wrócić na tron. Po regulaminowym czasie było 0:0, znów potrzebna była dogrywka (dla Egipcjan już czwarta w tych mistrzostwach), znów konieczne okazały się rzuty karne. Lepiej wykonywali je Senegalczycy. Decydującą jedenastkę wykorzystał Mane.

Gwiazdorowi Liverpoolu nie zadrżała noga, strzelił pewnie, w sam róg bramki. Inaczej niż dwie godziny wcześniej, gdy kilka minut po rozpoczęciu meczu zmarnował okazję, by dać Senegalowi prowadzenie. Mohamed Abdelmonem sfaulował wówczas Saliou Cissa w taki sposób, że nie było wątpliwości co do karnego.

Zanim Mane podszedł do piłki, kamery uchwyciły, jak Mohamed Salah podpowiada swojemu bramkarzowi, jak jego kolega z Liverpoolu wykonuje jedenastki. W rozmowę wmieszał się Mane i chcąc sprowokować Gabaskiego, pokazał mu, w który róg zamierza strzelać. Sam jednak nie wytrzymał próby nerwów. Uderzył mocno, lecz w sam środek, Gabaski odbił piłkę ręką, a po chwili ucałował murawę.

Mane wziął odpowiedzialność na własne barki, choć na poprzednim turnieju zmarnował dwa karne. Kiedy czekał na swoją kolej w serii jedenastek, widać było, jak dużo kosztuje go to zdrowia. Ale w momencie próby nie zawiódł. Odkupił wszystkie winy i przeszedł do historii.