Zbigniew Boniek o pierwszych meczach Sousy: Tylko punktów żal

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej <span class="Lead - rozmowca">Zbigniew Boniek</span> o początku eliminacji do mundialu 2022 i satysfakcji z pracy selekcjonera Paulo Sousy.

Aktualizacja: 05.04.2021 19:26 Publikacja: 05.04.2021 18:46

Zbigniew Boniek o pierwszych meczach Sousy: Tylko punktów żal

Foto: shutterstock

Co się panu podobało, a co nie w grze Polaków w Budapeszcie, Warszawie i Londynie?

Zacznę od tego, co mi się nie podobało. Zdobyliśmy za mało punktów. Liczyłem na ciut więcej. Powinniśmy mieć nie cztery, a siedem. O ile, przy szacunku dla Andory, nikt nie brał pod uwagę innego wyniku niż zwycięstwo, o tyle z Węgrami i Anglią mogliśmy ugrać więcej.

Wygrać w Budapeszcie i zremisować na Wembley. To było realne?

Moim zdaniem tak. 3:3 w Budapeszcie to wynik dobry dla Węgrów. Owszem, początek nie był w naszym wykonaniu imponujący, ale graliśmy z każdą minutą lepiej, my decydowaliśmy o tym, co się dzieje. Po indywidualnych błędach traciliśmy bramki i musieliśmy gonić wynik Ale dogoniliśmy.

Może byłoby lepiej, gdyby Paulo Sousa wypuścił na boisko inny skład.

Pan też się czepia? Trener wie, co robi. Powiedzmy, że we wszystkich meczach grałby Kamil Glik z Janem Bednarkiem. Wyobraźmy sobie, że któryś z nich łapie kontuzję i przed mistrzostwami Europy mamy problem, bo nie próbowaliśmy innych wariantów ustawienia. Paulo Sousa sprawdził i Michała Helika, i Kamila Piątkowskiego, dzięki temu wie więcej. I w razie nieszczęścia będzie już wiedział, kto może mu pomóc. A kibice, krytykując zapominają, że w Budapeszcie to nie Helik popełnił błąd, tylko bardziej doświadczony obrońca.

Skoro pan wybrał Paulo Sousę, to będzie go pan bronił... Jest tak, jak się pan spodziewał?

Zdecydowanie tak. Przecież ja nie zatrudniałem selekcjonera ze względu na jego sukcesy jako piłkarza, tylko jak spisuje się jako trener. Dobrze go prześwietliłem przed podjęciem decyzji. To nie była randka w ciemno. Teraz obejrzałem jego treningi, zobaczyłem, jaki ma kontakt z zawodnikami, czego od nich wymaga, jak bierze pod uwagę ich indywidualne możliwości. Utwierdziłem się w przekonaniu, że to jest bardzo dobry trener.

On w trzech meczach sprawdził już 22 zawodników, w tym pięciu debiutantów.

To chyba dobrze.

Ale wyjściowa jedenastka w każdym meczu była inna i dopiero zmiany w trakcie gry w Budapeszcie i Londynie poprawiały jej jakość.

Poprawiały, to znaczy, że trener wiedział, co robi. Prawidłowo reagował na to, co dzieje się na boisku. Chyba o to chodzi, prawda?

Przed meczem z Anglią były pytania w rodzaju: dlaczego od początku nie gra Kamil Jóźwiak, który dobrze wypadł w dwóch poprzednich meczach, i co po przerwie na boisku robi Arkadiusz Milik, który był w nich najsłabszy?

To ja trochę odwrócę sytuację. Wyobraźmy sobie, że Jóźwiak wchodzi od pierwszej minuty, Anglicy nas gniotą, niewiele można zrobić. Ja też go bardzo cenię, ale na razie on gra w Championship – drugiej lidze. Kto wie, jak by się zachował. Może to lepiej, że trener wpuścił go później, kiedy już wiadomo było jak wygląda gra, co trzeba zmienić, gdzie kogo przesunąć. I może również dzięki temu Kamil znowu zagrał bardzo dobrze. Z kolei Milik był akurat tam, gdzie być powinien, i to on podał piłkę Jakubowi Moderowi, który strzelił na 1:1.

Jakie pan ma myśli po Wembley: Anglia jest poza zasięgiem, walczymy o drugie miejsce z Węgrami?

Wcale nie. Anglia jest bardzo dobra, ale widzieliśmy mecz. On nie toczył się do jednej bramki. To prawda, że w pierwszej połowie wypadliśmy słabo. Rywale są graczami Premier League, dochodzi presja miejsca, brak kibiców coś zmienia, ale niewiele. Okazało się jednak w drugiej połowie, że można z Anglikami prowadzić równorzędną grę. Że oni też popełniają błędy i denerwują się jak każdy. W tabeli po trzech meczach mają zdecydowaną przewagę, ale to jeszcze nie koniec. Jedyną bramkę stracili właśnie z nami. Rewanż w Polsce 8 września, mam nadzieję, że już z kibicami. Jeśli ktoś wylicza, że znacznie zmniejszyliśmy szansę na drugie miejsce, to ma rację tylko pod względem matematycznym. Jestem dobrej myśli.

Pierwszy raz między meczami eliminacyjnymi do mistrzostw świata są finały mistrzostw Europy. To dobrze, czy niefortunnie?

Myślę, że dobrze. Paulo Sousa będzie miał więcej czasu na poprawę gry i ewentualne sprawdziany. 24 maja rozpoczyna się zgrupowanie kadry w Opalenicy, 1 czerwca gramy z Rosją we Wrocławiu, a 8 czerwca z Islandią w Poznaniu. Mistrzostwa Europy rozpoczynają się dla nas 14 czerwca, meczem ze Słowacją. Po wakacjach, na początku września wracamy do eliminacji mundialu. Mamy więc dwa cele w tym roku. Obydwa jednakowo ważne. Wiele się może zmienić, nie wolno szafować zdrowiem zawodników, więc dobrze, że Sousa robi przegląd wojsk. Docenimy to za kilka miesięcy.

Mecz z Anglią był pierwszym ważnym bez Roberta Lewandowskiego. Wyczuł pan w związku z tym jakieś zmiany w nastrojach piłkarzy? Zwątpienie? Chęć pokazania, że bez lidera też możemy?

Robert ma prawie 33 lata i nie będzie grał wiecznie. Oczywiście szkoda, że go nie było, ale skoro tak się czasem dzieje, to trzeba sobie dawać radę. Myślę, że zawodnicy nie mieli czasu na przeżywanie nieobecności kapitana. Wiedzieli, że są zdani na siebie, i robili, co mogli. To nie są płaczące dzieci, każdy z nich umie grać.

A wie pan coś więcej na temat zdrowia Lewandowskiego?

Wiele już powiedziano i napisano, a bywało, że informacje się wykluczały. Nie zarzucam nikomu nierzetelności ani złej woli. Pamiętajmy jednak, o kim mówimy. Kontuzji doznał najlepszy piłkarz świata. Z jego obecnością na boisku związany jest nie tylko wynik, ale i pieniądze. Nikt nie popełnił błędu, żaden lekarz nie podejmie decyzji o dopuszczeniu Roberta do gry, jeśli będzie miał choćby jeden procent wątpliwości. Nikt odpowiedzialny nie weźmie sobie tego na głowę. Więc ja też wolę wypowiadać się ostrożnie.

Niemcy wiedzą lepiej?

W takich sprawach nieistotne, czy lekarzem jest Niemiec czy Polak. Mogę tylko mieć nadzieję, że Robert wróci na boisko szybko i powrót ten nie będzie wiązał się z ryzykiem pogłębienia kontuzji.

Ale ona chyba nie jest bardzo groźna? Stąd te luźno rzucane uwagi, że gdyby to nie był mecz o punkty, a finał mistrzostw świata, to Lewandowski mógłby zagrać.

Tego nie wiem, więc nie skomentuję, bo nie jestem lekarzem. Chociaż opinie z Niemiec, mówiące że Lewandowski będzie gotów do gry dopiero po 1 maja nieco mnie dziwią. Rozmawiałem z nim i nie wyczułem niepokoju. Sam zawodnik czuje, czy może grać czy nie.

Jak piłkarza coś nie boli, to znaczy, że nie żyje.

Jest taka teoria. Przypominam sobie dwa przypadki ze swojej kariery. Czasami grałem w Widzewie z opaską na nodze, bo miałem problemy z kolanem. Zbierała się w nim woda. Kiedy stan był już poważny i nie można było czekać, lekarz wyciągnął mi tę wodę i zalecił sześć dni odpoczynku od treningów. Ja wtedy miałem dwadzieścia kilka lat, a następnego dnia czekał mnie mecz z Legią w Warszawie. Więc zabandażowałem nogę, wybiegłem na boisko i zremisowaliśmy z Legią 0:0. Chwalono mnie za dobrą grę.

A ile jest prawdy w tym, że ze względu na stan zdrowia nie powinien pan wystąpić w meczu z Belgią na mundialu w Hiszpanii?

To jest właśnie ten drugi przypadek. Przez dwa kolejne dni poprzedzające ten mecz miałem temperaturę 39 stopni. Lekarz kadry stwierdził ropne zapalenie gardła. Ja oczywiście chciałem grać, więc bagatelizowałem diagnozę. Powiedziałem, że muszę zagrać, żeby coś zrobili. Był rok 1982, już przestrzegano zasad związanych z dopingiem u sportowców. PZPN poinformował więc FIFA, jaka jest sytuacja, i że nasz lekarz poda mi przed meczem aspirynę. Wziąłem dwie, kiedy mecz się zaczynał, już byłem mokry, bo wszystko wypociłem. Ale miałem wciąż 37,5 stopnia. Zagrałem, wygraliśmy 3:0, strzeliłem trzy bramki. Uznałem, że skoro mogę chodzić, to mogę i biegać. A jak biegać, to i grać.

Co się panu podobało, a co nie w grze Polaków w Budapeszcie, Warszawie i Londynie?

Zacznę od tego, co mi się nie podobało. Zdobyliśmy za mało punktów. Liczyłem na ciut więcej. Powinniśmy mieć nie cztery, a siedem. O ile, przy szacunku dla Andory, nikt nie brał pod uwagę innego wyniku niż zwycięstwo, o tyle z Węgrami i Anglią mogliśmy ugrać więcej.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego