Poprawiały, to znaczy, że trener wiedział, co robi. Prawidłowo reagował na to, co dzieje się na boisku. Chyba o to chodzi, prawda?
Przed meczem z Anglią były pytania w rodzaju: dlaczego od początku nie gra Kamil Jóźwiak, który dobrze wypadł w dwóch poprzednich meczach, i co po przerwie na boisku robi Arkadiusz Milik, który był w nich najsłabszy?
To ja trochę odwrócę sytuację. Wyobraźmy sobie, że Jóźwiak wchodzi od pierwszej minuty, Anglicy nas gniotą, niewiele można zrobić. Ja też go bardzo cenię, ale na razie on gra w Championship – drugiej lidze. Kto wie, jak by się zachował. Może to lepiej, że trener wpuścił go później, kiedy już wiadomo było jak wygląda gra, co trzeba zmienić, gdzie kogo przesunąć. I może również dzięki temu Kamil znowu zagrał bardzo dobrze. Z kolei Milik był akurat tam, gdzie być powinien, i to on podał piłkę Jakubowi Moderowi, który strzelił na 1:1.
Jakie pan ma myśli po Wembley: Anglia jest poza zasięgiem, walczymy o drugie miejsce z Węgrami?
Wcale nie. Anglia jest bardzo dobra, ale widzieliśmy mecz. On nie toczył się do jednej bramki. To prawda, że w pierwszej połowie wypadliśmy słabo. Rywale są graczami Premier League, dochodzi presja miejsca, brak kibiców coś zmienia, ale niewiele. Okazało się jednak w drugiej połowie, że można z Anglikami prowadzić równorzędną grę. Że oni też popełniają błędy i denerwują się jak każdy. W tabeli po trzech meczach mają zdecydowaną przewagę, ale to jeszcze nie koniec. Jedyną bramkę stracili właśnie z nami. Rewanż w Polsce 8 września, mam nadzieję, że już z kibicami. Jeśli ktoś wylicza, że znacznie zmniejszyliśmy szansę na drugie miejsce, to ma rację tylko pod względem matematycznym. Jestem dobrej myśli.
Pierwszy raz między meczami eliminacyjnymi do mistrzostw świata są finały mistrzostw Europy. To dobrze, czy niefortunnie?