Arabska rewolucja w sporcie

Arabia Saudyjska wydała już 1,5 mld euro na wybielanie wizerunku sportem. Najnowszy łup to Newcastle United, czyli klub z dna tabeli Premier League.

Publikacja: 25.10.2021 19:03

Kibice Newcastle podczas pierwszego meczu po zmianie właściciela

Kibice Newcastle podczas pierwszego meczu po zmianie właściciela

Foto: AFP

Historia sprzedaży ciągnęła się jak telenowela, bo opór postawiły władze rozgrywek. Wcale nie chodziło jednak o etyczną stronę transakcji i deptanie przez Saudyjczyków praw człowieka. Przeszkodą okazało się blokowanie sygnału telewizyjnego BeIN Sportu – jednego z najważniejszych partnerów biznesowych Premier League.

Nowym właścicielem Newcastle został Saudyjski Fundusz Inwestycyjny (PIF). Teoretycznie nie ma on żadnych powiązań z rodziną królewską, której kraj poszedł na wojnę handlową z katarskim nadawcą. Jego szefem jest jednak Yasir al-Rumayyan, czyli bliski doradca następcy tronu Mohammada bin Salmana.

Newcastle kosztowało 300 mln funtów. To tylko ułamek fortuny bin Salmana, czyli faktycznego kupca. Sześć lat temu wydawał podobne kwoty na XVII-wieczny pałac, uznany później za najdroższy dom świata, i jedno z dzieł Leonarda da Vinci.

Jego wpływy sięgają przyjaźni z Donaldem Trumpem oraz Władimirem Putinem. Jachtem bin Salmana pływał kiedyś Bill Gates.

Konkurencja protestuje

Rywale Newcastle tak przestraszyli się nowego przeciwnika, że uchwalili tymczasową zmianę przepisów zakazującą klubom transakcji z podmiotami powiązanymi z właścicielem.

Chodzi o to, aby odciąć nowobogackich od kontaktów z innymi firmami, w które zaangażowany jest saudyjski kapitał. Kiedyś właśnie tą drogą granice dobrego smaku przekraczał Manchester City.

Proces przebudowy zespołu i tak już ruszył. Kilka dni temu pracę stracił trener Steve Bruce, niebawem dojdzie zapewne do rewolucji wśród piłkarzy.

Brytyjskie media szacują, że dzięki oszczędnej polityce finansowej poprzedniego właściciela nowe władze Newcastle mogą zainwestować zimą nawet 200 mln funtów bez obaw o naruszenie reguł finansowego fair play (FFP).

Czytaj więcej

Leo Messi, piłkarz za bitcoiny

Nie było to pierwsze podejście saudyjskiej rodziny królewskiej do klubu Premier League. Bin Salman chciał kupić kiedyś Manchester United, bo wymarzyły mu się arabskie derby z Manchesterem City zarządzanym przez szejków z Abu Zabi.

Rodzina Glazerów nie chciała oddać najbardziej rentownego klubu świata, choć oferta sięgnęła podobno 3,5 mld funtów.

Kiedy zapadła klamka w sprawie sprzedaży Newcastle, kibice wyszli na ulice i świętowali awans swojego klubu do finansowej ekstraklasy, ale był to raczej smutny dzień dla piłki. Inwestycja nie jest efektem piłkarskiej pasji, tylko kolejnym epizodem długiej opowieści o autokratach polerujących wizerunek sportem.

Śmierć w ambasadzie

Rodzina bin Salmana ma na tym polu bogate doświadczenie. Organizacja Grant Liberty w marcu ogłosiła, że tamtejsze władze zainwestowały w sportwashing 1,5 miliarda dolarów.

Saudyjczycy gościli już m.in. Superpuchary Włoch i Hiszpanii, hit bokserskiej wagi ciężkiej Andy Ruiz – Anthony Joshua i Rajd Dakar, a za kilka tygodni do kraju wjadą kierowcy Formuły 1.

Decyzję władz królowej motorsportu chwalili oczywiście szefowie Mercedesa i Ferrari. „Humans Right Watch" określiła ją jednak jako cyniczną, a Amnesty International – haniebną.

– Jesteśmy pewni, że robimy postępy w zakresie ochrony praw człowieka. Przyjedźcie i przekonajcie się sami – zaprasza szef Saudyjskiej Federacji Samochodowej i Motorowej, książę Khalid bin Sultan al-Faisal.

Organizacje broniące praw człowieka wśród największych grzechów saudyjskich władz wymieniają konflikt w Jemenie i torturowanie więźniów politycznych.

Sam następca tronu stał podobno za zabójstwem patrzącego władzy na ręce dziennikarza „Washington Post" Dżamala Chaszukdżiego, który trzy lata temu zginął w saudyjskim konsulacie w Stambule.

36-letni bin Salman księciem koronnym został w 2017 roku. Minęło kilka miesięcy i zarządził masowe aresztowania dziesiątek prominentów, oskarżając ich o korupcję oraz oszustwa.

Torturował, przesłuchiwał, zastraszał. Zgarnął dla rządu olbrzymie pieniądze w grzywnach, ale przede wszystkim oznaczył teren. Dziś jest ministrem obrony narodowej i stanu oraz faktycznym władcą.

Podobno imponuje mu myśl polityczna Niccola Machiavellego. Rządzi twardą ręką, ale to też władza rozumu, skoro otoczył się dworem doradców. Inwestuje w nowe technologie, wymarzył sobie kraj żyjący z turystyki oraz biznesu.

Właśnie dlatego rządowi eksperci przygotowali na jego zlecenie „Wizję 2030", kreśląc fundamenty saudyjskiej potęgi niezależnej od wydobycia ropy i gazu.

– Chcemy budować w naszym kraju zawodowy sport, co nie tylko stworzy tysiące miejsc pracy, ale także podniesie jakość życia – przekonuje rzecznik prasowy saudyjskiej ambasady w Waszyngtonie Fahad Nazer.

Kobiety na stadionach

Pozorów cywilizacji jest więcej, bo bin Salman nie tylko wypuścił kobiety z domów, ale też pozwolił im wchodzić na stadiony i jeździć samochodami. Felix Jakens z Amnesty International podkreśla, że to fasada reform.

– Co z tego, że kobiety dostały możliwość prowadzenia samochodu, skoro aktywistki, które walczyły w tej sprawie, trafiły do więzienia? Dane dotyczące praw kobiet oraz osób społeczności LGBT, a także pozasądowych zabójstw i egzekucji są przerażające – wymienia Jakens w rozmowie z BBC.

Fani Newcastle widzieli, jak na petrodolarach rosną ligowi rywale, więc podczas pierwszego meczu po zmianie właściciela urządzili sobie święto. Niektórzy na spotkanie z Tottenhamem (przegrane 2:3) przyszli w samodzielnie zrobionych arabskich szatach i nakryciach głowy.

Jednocześnie w okolicach stadionu krążyło auto uzbrojone w transparent: „Dżamal Chaszukdżi: zamordowany 2.10.18".

Protesty to mniejszość. Większość fanów klubu przymyka oczy na instrumentalne traktowanie klubu, wyczekując konsumpcji przyszłych sukcesów. Jedna z ankiet przeprowadzonych w ostatnich tygodniach wykazała, że 97 proc. kibiców Newcastle popiera sprzedaż klubu Saudyjczykom.

Normalność znika

Nadchodzący dla Newcastle czas prosperity zwiastuje jeszcze więcej meczów moralnie wątpliwych.

Faworytami Ligi Mistrzów są przecież zarządzany przez rodzinę królewską Zjednoczonych Emiratów Arabskich Manchester City oraz napędzane katarskimi petrodolarami Paris-Saint Germain, a w poprzednim sezonie najlepsza była wyhodowana na kapitale rosyjskim Chelsea Londyn.

Stolic normalności jest coraz mniej, skoro nawet uchodzący za wzór zdrowego zarządzania i odpowiedzialnego biznesu Bayern Monachium uległ, kiedy lukratywny kontrakt sponsorski zaoferowały mu Qatar Airways.

PIF, a właściwie bin Salman, na Newcastle oczywiście nie zarobi. Inwestycja w klub najbogatszej ligi świata legitymizuje jednak saudyjskiego następcę tronu jako ważną postać świata biznesu i sprawi zapewne, że wielu kibiców zacznie kojarzyć jego kraj nie z więzieniem przeciwników politycznych, uciskaniem mniejszości seksualnych czy wojną w Jemenie, tylko z wielkim futbolem.

Historia sprzedaży ciągnęła się jak telenowela, bo opór postawiły władze rozgrywek. Wcale nie chodziło jednak o etyczną stronę transakcji i deptanie przez Saudyjczyków praw człowieka. Przeszkodą okazało się blokowanie sygnału telewizyjnego BeIN Sportu – jednego z najważniejszych partnerów biznesowych Premier League.

Nowym właścicielem Newcastle został Saudyjski Fundusz Inwestycyjny (PIF). Teoretycznie nie ma on żadnych powiązań z rodziną królewską, której kraj poszedł na wojnę handlową z katarskim nadawcą. Jego szefem jest jednak Yasir al-Rumayyan, czyli bliski doradca następcy tronu Mohammada bin Salmana.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Bayern w półfinale, Arsenal żegna się z rozgrywkami