„Moskwo, wróciliśmy" – billboardy z takim napisem w języku angielskim oraz zdjęciami Artura Boruca, Luquinhasa i Mahira Emreliego pojawiły się na ulicach stolicy Rosji przed środowym spotkaniem.
Warszawski klub chciał w ten sposób nawiązać do poprzedniego zwycięstwa nad Spartakiem, zainspirować zawodników do walki, może też sprowokować rywali. Dziesięć lat temu drużyna z Warszawy rozegrała tam jeden z najlepszych meczów w pucharach, zwyciężyła 3:2, dzięki bramce Janusza Gola w doliczonym czasie awansowała do Ligi Europy. Tamto spotkanie odbyło się jeszcze na Łużnikach, z obecnych legionistów pamięta je tylko kapitan Artur Jędrzejczyk. Legia wyszła potem z grupy i dotarła do 1/16 finału.
Czytaj więcej
Honoru polskiej piłki na europejskiej scenie bronić będzie w tym sezonie Legia Warszawa. Nie dostała się do Ligi Mistrzów, ale w Lidze Europy też zarobi niemałe pieniądze. I zagra z atrakcyjnymi rywalami: Napoli, Leicester oraz Spartakiem Moskwa.
Oba zespoły wyszły na boisko Otkrytije Ariena świadome, że urwać punkty faworytom grupy Napoli i Leicester będzie bardzo trudno. I że wygranej trzeba szukać w bezpośrednim spotkaniu.
Zgodnie z oczekiwaniami najwięcej kłopotów Legii sprawiali Jordan Larsson, Quincy Promes i Victor Moses. Ale mistrzowie Polski nie dali się zepchnąć do defensywy. Szukali swoich okazji. Najlepszej nie wykorzystał Emreli. Kwadrans przed końcem po strzale głową napastnika Legii piłka odbiła się od słupka.