Na początek liczby. Cztery gole i sześć asyst dają mu do spółki z klubowym kolegą Marco Reusem drugie miejsce wśród piłkarzy Bundesligi, przed Robertem Lewandowskim (pięć plus cztery). Lepszy od nich jest tylko Sebastien Haller z Eintrachtu Frankfurt (sześć plus sześć). Jeśli dodać do tego bramkę strzeloną Atletico w Lidze Mistrzów oraz asysty w meczach z Monaco i Greuther Fuerth (Puchar Niemiec), wyjdzie, że Sancho jest w czołowych ligach najskuteczniejszym zawodnikiem przed dwudziestką. Zwłaszcza, że dopiero niedawno zaczął się pojawiać w podstawowym składzie.
Ale to nie statystyki sprawiają, że 18-latek od kilku tygodni jest na ustach całej Europy. Sposób poruszania się po boisku, prowadzenie piłki, umiejętności techniczne, odwaga i bezkompromisowość powodują, że jest porównywany do Neymara, choć w dzieciństwie próbował naśladować inną brazylijską gwiazdę - Ronaldinho. - Wychował się na ulicy i dzięki temu jest nieprzewidywalny. Uwielbia dryblować, ale robi to z rozsądkiem. Bez wątpienia ma dar od Boga i, podobnie jak Neymar, pragnie zachwycać kibiców - opowiada Dan Micciche, były trener reprezentacji Anglii do lat 16.
O Sancho zrobiło się po raz pierwszy głośno przed rokiem, po mistrzostwach Europy do lat 17, w których poprowadził Anglię do finału. Pięć goli i tyle samo asyst zapewniło mu tytuł najlepszego gracza turnieju, który przed nim zdobywali m.in. Mario Goetze, Toni Kroos, Cesc Fabregas czy Wayne Rooney.
Właściciel Manchesteru City, do którego Sancho trafił przed 15. urodzinami z Watford (za rekordowe jak na swój wiek 66 tys. funtów), przekonywał, że jest on przyszłością klubu. Pep Guardiola zaprosił go na treningi z pierwszą drużyną, ale młodemu Anglikowi nie wystarczała możliwość przebywania ze starszymi kolegami i 30 tys. funtów tygodniówki. Chciał grać, a w naszpikowanym gwiazdami zespole szanse miał na to marne. Wymusił więc transfer. - Nie zachował się grzecznie, ale po części go rozumiem. Nie byłem w stanie zagwarantować mu miejsca w wyjściowej jedenastce. Jestem zachwycony jego umiejętnościami i kiedy podawaliśmy sobie ręce na pożegnanie, powiedziałem, że za kilka lat widzę go wśród najlepszych piłkarzy na świecie - wspomina Guardiola.
Interesowało się nim wiele klubów, ale Sancho wybrał znaną ze szlifowania talentów Borussię. Aklimatyzacja w nowym otoczeniu, z dala od rodziny musiała jednak trochę potrwać. Występował w juniorach i rezerwach, zmagał się z urazami mięśniowymi, ale już pod koniec ubiegłego sezonu pokazał, że 8 mln euro, jakie za niego zapłacono, było znakomitą inwestycją. U nowego trenera Luciena Favre'a zaczynał jako pierwszy zmiennik, z roli dżokera wywiązuje się wzorowo, ale coraz częściej wychodzi także w podstawowym składzie. Szybko stał się jedną z ważniejszych postaci drużyny, grającej obecnie najładniejszy futbol w Europie. W ciągu ostatnich tygodni jego wartość rynkowa, według portalu transfermarkt.de, wzrosła z 18 do 45 mln euro. Borussia już podpisała z nim nowy kontrakt (do 2022 roku).