Kiedy na Twitterze życzenia składa jej Robert Lewandowski, wierzę, że robi to szczerze i bezinteresownie. Każdemu normalnemu kibicowi zależy, żeby Wisła szybko wróciła do równowagi. Bez niej nasza piłka byłaby uboższa.
Jak to jednak bywa w czasach rozmaitych przełomów, pojawia się grupa ludzi, która na cudzym nieszczęściu i w chaosie przemian chciałaby uszczknąć coś dla siebie. Nie zawsze też odnowiciele, niezależnie od dobrych chęci, mają kompetencje i możliwości, aby sprostać zadaniu. Ich brak zagłuszany jest krzykiem, pozorami działań.
Obecny prezes Wisły Rafał Wisłocki był wcześniej członkiem zarządu TS Wisła, który doprowadził klub do upadku. Przyjmowanej na salonach pani prezes Marzeny Sarapaty szczęśliwie już nie ma, ale większość innych w TS pozostała. Naprawiać klub mają ci, którzy go zepsuli.
Biznesmena Jarosława Królewskiego, który ma uratować Wisłę, nie znam, ale jego wypowiedzi świadczą o tym, że ma bogate słownictwo, wszędzie znajomych i wielkie możliwości. Żeby szukać wsparcia, pojechał nawet do Londynu, co zawsze brzmi poważnie. Czy znalazł? Mam nadzieję, że nie Paula Bragiela, Amerykanina polskiego pochodzenia, który ma dużo pieniędzy, mógł sobie pozwolić na wystartowanie w barwach Kolumbii na narciarskich mistrzostwach świata, a w przeszłości chciał kupić Śląsk Wrocław i Wisłę Kraków. Nic z tego nie wyszło. Przed rokiem, na wizytę do prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego Bragiel przyszedł w trampkach, wprowadzany przez panią Sarapatę.
Rozumiem Bogusława Leśnodorskiego, który ma wyjątkowy zmysł do robienia interesów i tym razem wyczuł go w Krakowie. Ja, gdybym miał jakiś problem prawny, nie poprosiłbym pana Leśnodorskiego o pomoc. Maciej Szczęsny, który swoich poglądów nie owija w bawełnę, powiedział, że nie wierzy w czyste intencje Leśnodorskiego, który „ma trzytygodniowy lans za darmo".