Trabzonspor: trochę Polski w Turcji

Tu futbol spotyka się z polityką, a długi z marzeniami o potędze

Publikacja: 18.06.2011 01:11

Adrian Mierzejewski trafi do klubu, w którym piłkarzom płaci się świetnie i po zwycięstwach nosi na

Adrian Mierzejewski trafi do klubu, w którym piłkarzom płaci się świetnie i po zwycięstwach nosi na rękach. Po porażkach bywa gorąco

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Najbardziej polski klub w Turcji znajduje się w mieście, które dla tamtejszego futbolu jest tym, czym Neapol dla calcio. Trabzon też leży daleko od centrum, pielęgnuje w sobie niechęć do metropolii, ma piękną historię portowego miasta, w którym teraźniejszość czasami skrzeczy. I kibicuje swojemu klubowi na granicy szaleństwa.

Jest  jednym z dwóch miast, które umiały wyrwać mistrzostwo Stambułowi. Oprócz niego zrobiła to jeszcze Bursa, ale tylko raz, rok temu. A Trabzonspor tytułów zdobył aż sześć. Inna sprawa, że wszystkie dawno: między 1976 a 1984 rokiem. Bo dobry futbol wybuchł tam dopiero na początku lat 70., wtedy klub awansował do pierwszej ligi i potem już nigdy z niej nie spadł.

Od tego czasu kibice w każdym kolejnym sezonie wypatrują mistrzostwa. Jak wspominał Mirosław Szymkowiak, pierwszy polski piłkarz w Trabzonie, ta dzikość serc ma swoje miłe  strony, kibice są gotowi  nosić na rękach. Ale mogą też przyjść z kamieniami.

Trabzonspor bywał nazywany cmentarzem trenerów. Senol Gunes – doprowadził Turcję do trzeciego miejsca na mundialu 2002 – kiedyś legenda Trabzonu jako piłkarz, pracuje tutaj czwarty raz. Udało mu się wytrwać już dwa lata.

Widokami i urokiem Trabzon nie powala, nawet jak się dobrze zestawi zdjęcia, ale rozwija się szybko, choć wciąż jest uważany za zacofany. Klubowi trudno zatrzymać piłkarzy, gdy zgłoszą się po nich rywale ze Stambułu (tego lata propozycji nie oparł się Ceyhun, młody obrońca mający za sobą kilka meczów w reprezentacji). Szymkowiak narzekał na nudę i samotność, porozmawiać od serca mógł tylko po rosyjsku z azerskim lekarzem klubu (niedawno zmarł). W końcu zdecydował się przerwać karierę, wiedząc, że to jedyny sposób wyrwania się do Polski, bo Turcy o puszczeniu go do innego klubu nie chcieli słyszeć.

Bartłomiej Bolek, menedżer piłkarski, który pośredniczył w transferach do Trabzonsporu najpierw Arkadiusza Głowackiego, potem braci Brożków, a teraz Adriana Mierzejewskiego, mówi, że miasto musiało się mocno zmienić przez te kilka lat, które upłynęły od transferu Szymkowiaka. – Gdy tam pierwszy raz przyjechałem, byłem zadziwiony, jak bardzo obraz odbiegał od tego, który mi wszyscy malowali. Trabzon jest coraz ładniejszy. Ale rozumiem Mirka, jemu najbardziej doskwierało to, że nie miał się do kogo odezwać. Teraz jest inaczej. Arek, Paweł, Piotr trzymają się razem, mam nadzieję, że w ciągu tygodnia dołączy do nich Adrian – mówi Bolek.

Kupiony za rekordowe w polskiej lidze 5,2 mln euro Mierzejewski to tylko jedno z letnich wzmocnień klubu. I nie najdroższe: Didier Zokora przyszedł z Sevilli za 6 mln. Mają pomóc w awansie do Ligi Mistrzów i zdobyć tytuł mistrzowski, który w ostatnim sezonie zabrało Fenerbahce. Trabzonspor zdobył tyle samo punktów, ale miał gorszy bilans bezpośrednich spotkań.

Tuż po ostatniej kolejce kibice zaatakowali biura partii rządzącej Turcją i życzyli sobie innego premiera, bo obecny Tayyip Erdogan to kibic Fenerbahce i oskarżają go o to, że mistrzostwo swojej drużynie załatwił. Erdogan odpowiadał: przecież rząd wydał na obiekty sportowe w Trabzonie ponad 600 mln tureckich lirów (ponad miliard złotych), ministrem sportu jest były prezes Trabzonsporu itd. Ale kibice wiedzą swoje. Polityka i futbol przenikają się w Turcji na każdym szczeblu, wielu prezesów przechodziło drogę: partie, piłka, biznes – i z powrotem.

Tak było również z obecnym szefem Trabzonsporu. Sadri Sener pochodzi z jednej z najbardziej wpływowych rodzin w Turcji. Jego brat to potentat z branży obsługi lotnisk, sam Sadri też ma swoje biznesy i kilka lat temu zbankrutował, nie mogąc z powodu kryzysu wywiązać się z kontraktu na budowę pasa na jednym z lotnisk.  Wrócił do klubu, którym już w latach 90. kierował, zadłuża go w poszukiwaniu wielkiego sukcesu. Wiele wojen rozpętał, ale jak Trabzonspor wreszcie awansuje do LM, to wyjdzie na jego.

Najbardziej polski klub w Turcji znajduje się w mieście, które dla tamtejszego futbolu jest tym, czym Neapol dla calcio. Trabzon też leży daleko od centrum, pielęgnuje w sobie niechęć do metropolii, ma piękną historię portowego miasta, w którym teraźniejszość czasami skrzeczy. I kibicuje swojemu klubowi na granicy szaleństwa.

Jest  jednym z dwóch miast, które umiały wyrwać mistrzostwo Stambułowi. Oprócz niego zrobiła to jeszcze Bursa, ale tylko raz, rok temu. A Trabzonspor tytułów zdobył aż sześć. Inna sprawa, że wszystkie dawno: między 1976 a 1984 rokiem. Bo dobry futbol wybuchł tam dopiero na początku lat 70., wtedy klub awansował do pierwszej ligi i potem już nigdy z niej nie spadł.

Pozostało 82% artykułu
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Bayern w półfinale, Arsenal żegna się z rozgrywkami