Ciągle wierzy, że może się przydać

Po czterech latach wraca do reprezentacji Polski. Razem z nim na mecze z Ukrainą i Anglią ma wrócić duch walki i dobra atmosfera.

Publikacja: 06.10.2013 11:39

Mariusz Lewandowski po raz ostatni zagrał w kadrze przeciwko Słowacji w październiku 2009 roku

Mariusz Lewandowski po raz ostatni zagrał w kadrze przeciwko Słowacji w październiku 2009 roku

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski Bartosz Jankowski

Żegnał się z kadrą w złej atmosferze. Zawsze chętnie przylatywał na zgrupowania, zawsze budował drużynę – był lubiany nie tylko za to, co robił na boisku. W październiku 2009 roku trzymały się go jednak żarty, chociaż kadra pożegnała się z marzeniami o mundialu w RPA i przegrywała kolejne mecze. Był wtedy kapitanem reprezentacji, opaskę dał mu Stefan Majewski, który na dwa ostatnie spotkania kwalifikacji zastąpił Leo Beenhakkera. Po porażce z Czechami, przed porażką ze Słowacją na Stadionie Śląskim, Lewandowski rzucił do dziennikarzy, że może Słoweńcy powinni zmobilizować finansowo reprezentację Polski, skoro oni jeszcze grają o mundial, a my już o nic. Zaczęło się piekło.

– Wszyscy wzięli sobie to do serca. Nikt już nie pamiętał, że często przylatywałem na zgrupowania za własne pieniądze. Zresztą na kadrze nie zarabiałem, w Szachtarze Donieck naprawdę nie miałem na co narzekać – wspomina piłkarz.

Lewandowski miał wtedy raptem 30 lat, w reprezentacji występował od 2002 roku, licznik zatrzymał się na 64 występach. Naród zaufał Franciszkowi Smudzie, który obiecywał, że kadra będzie nie tylko wygrywać, ale jeszcze grać pięknie i do przodu. W drużynie miało nie być miejsca dla piłkarzy, których nowy selekcjoner określał, jako „gwałt razy agresja”.

Swoje zdanie

W 2009 roku Mariusz Lewandowski zdobył z Szachtarem Puchar UEFA, w Polsce wybrany został na piłkarza roku. Smuda mydlił jeszcze oczy, że mu się przyjrzy, że śledzi jego karierę, ale wiadomo było, że powołania nie wyśle. Lewandowski stwierdził tylko, że nie będzie płakał, bo nie jest juniorem, ale z biegiem czasu żal zaczął mu się ulewać. – Widać, że trener Smuda nie lubi ludzi, którzy coś osiągnęli w piłce, którzy mają coś do powiedzenia, nie boją się wyrażać własnego zdania. Michał Żewłakow stwierdził ostatnio, że selekcjoner najbardziej lubi takich piłkarzy, co do których ma pewność, że będzie trzymał nad nimi pieczę. Ale to przecież reprezentacja Polski i powinni w niej grać najlepsi – mówił w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Został legendą Szachtara, w Doniecku ciągle otwierają się przed nim wszystkie drzwi, ale zmienił klub na gorszy. Sewastopol grał w drugiej lidze, o Lewandowskiego przestali upominać się kibice i dziennikarze. Teraz awansował do pierwszej, Lewandowski gra regularnie w każdym meczu, został nawet kapitanem drużyny i za chwilę przedłuży kontrakt o kolejny rok. Od ostatniego powołania minęło jednak tak dużo czasu, że nikt nie spodziewał się, że piłkarz zagra jeszcze w reprezentacji.

Jak Hassan II

– Nie dziwię się, że Mariusz wraca do kadry, dziwię się, że nie było go w niej przez cztery lata. Oczywiście nie wiem, w jakiej teraz jest formie, ale skoro dostaje powołanie, to znaczy, że na nie zasługuje. To był zawsze bardzo ambitny facet, oddany drużynie. Żył reprezentacją, dbał o dobrą atmosferę, ale też przejmował się krytyką – mówi „Rz” Leo Beenhakker, u którego Lewandowski był jednym z liderów reprezentacji.

Koledzy, żartując, nazywali go „Lewandao”. Nie miał bajecznej techniki, rzadko decydował się minąć kogoś zwodem. Ale był jak skała, piłka mogła go minąć, rywal już nie. Świetnie organizował grę w linii pomocy, mając go za plecami Maciej Żurawski czy Euzebiusz Smolarek mogli rozwinąć skrzydła. Lewandowski miał w zespole szacunek, doskonale prezentował się na treningach, a przed meczem był jednym z nielicznych, którzy w szatni nie bali się odezwać.

– Na zgrupowania miał daleko, przecież Donieck leży na końcu świata. Miał u mnie taryfę ulgową, mógł się spóźnić, a jednak nigdy tak się nie stało. Rezygnował z biletów, przylatywał prywatnym odrzutowcem, chyba z klubu. Podróżował jak król Hassan II, kiedy pojawiał się w drzwiach hotelu, witał nas szerokim uśmiechem. Koledzy też czekali na jego przyjazd. Potrafił porządnie opieprzyć, ale częściej służył radą czy pomocą. Lubili go – wspomina Beenhakker.

Prywatny odrzutowiec należał do Rinata Achmetowa, ukraińskiego oligarchy, właściciela Szachtara. Achmetow przysyłał samolot po meczu reprezentacji, żeby mieć piłkarza jak najszybciej z powrotem w klubie. W drodze na zgrupowanie kadry Lewandowski najczęściej sam płacił za wynajęcie odrzutowca. Zrzucał się z Czechem Tomasem Hubschmanem, któremu też zależało, by nie spóźnić się na obóz.

U Achmetowa miał jak u pana Boga za piecem. Szachtar miał doskonały ośrodek treningowy, piłkarze mieszkali w luksusach. Kontrakty były wysokie, ale Lewandowski, puszczając oko, mówił, że jeszcze większe są premie. Za finał Pucharu UEFA dostał 400 tysięcy euro, za mniejsze sukcesy – drogie zegarki. Na Ukrainie gotówkę często wnosiło się w plastikowych torbach do szatni. Lewandowski szybko zrozumiał wschodni model życia, doskonale się tam odnalazł, zapewnił finansowy byt rodzinie.

Panie, pomiłuj

Ale nigdy nie stracił kontaktu z rzeczywistością, był wrażliwy. Koledzy z klubu opowiadali, jak jadąc Porsche Cayenne ulicami Doniecka, zobaczył mężczyznę bijącego kobietę. Zatrzymał się, obezwładnił napastnika i wrócił do samochodu dopiero, gdy poprosiła go o to zakrwawiona kobieta. – Panie, pomiłuj. To mój mąż – krzyczała. Tak się zdobywa szacunek na Wschodzie.

Lewandowski nigdy nie siedział cicho, kipiał emocjami. W trakcie eliminacji mistrzostw Europy w 2008 roku został zmieniony przez Beenhakkera w meczu z Kazachstanem jeszcze przed przerwą. Schodząc z boiska, nie podał trenerowi ręki, nie usiadł na ławce rezerwowych, schował się w szatni. W kolejnym meczu wyszedł w pierwszym składzie – to było pamiętne zwycięstwo 2:1 z Portugalią.

– Rolą trenera jest czasem schować swoje ego do kieszeni. Mariusz się na mnie wściekł i doskonale go rozumiem. Wkurzyłby mnie, gdyby schodził z boiska uśmiechnięty, wycałował mnie przy linii bocznej i podziękował za możliwość gry przez 30 minut. Zagrały emocje, rozumiałem go tak samo, jak tych wszystkich smutnych piłkarzy na ławce rezerwowych. Każdy chce grać. Lewandowski przeprosił całą drużynę, bo oczywiście takie zachowanie nie wszystkim się podobało – wspomina Beenhakker.

Powołanie do reprezentacji wysłane przez Waldemara Fornalika wzbudziło wiele kontrowersji. Niektórzy sugerowali, że selekcjoner pomylił Lewandowskich, bo chodziło mu o Roberta, inni nazwali pomysł trenera szaleństwem. Rzeczywiście, trudno zrozumieć, dlaczego piłkarz Sewastopolu wraca do kadry akurat teraz. Nigdy się nie poddawał, ale też dla większości zawodników obecnej drużyny jest nieznany, na pewno nie będzie miał takiego autorytetu jak kiedyś, nie wstrząśnie kolegami w szatni. Fornalik przypomina, że jeśli Grzegorz Krychowiak lub Eugen Polanski dostaną żółtą kartkę w spotkaniu z Ukrainą, nie będą mogli zagrać przeciwko Anglii. Z tym że do tej pory w takich sytuacjach selekcjoner sprawdzał młodych – na przykład Daniela Łukasika. Teraz sięga po doświadczenie.

Czerwone policzki

– To naturalna sytuacja. Nie wierzę, że Marcin Wasilewski, Artur Boruc czy Mariusz Lewandowski są wam potrzebni tylko w szatni. To nadal są świetni piłkarze, którzy mogą dużo dać na boisku. Młodzi zawsze grają swoją grę, a w każdej drużynie przydaje się trochę doświadczenia. Tak samo jest przecież w reprezentacji Holandii. Trwa przebudowa, ale nikt nie rezygnuje ze starszych zawodników – tłumaczy Beenhakker.

Lewandowski strzelił gola w wyjazdowym meczu z Portugalią, który zakończył się remisem 2:2 i bardzo przybliżył nas do awansu na Euro 2008. W trakcie finałów było już gorzej. To właśnie on w ostatniej minucie meczu z Austrią przytrzymał przeciwnika, co sędzia Howard Webb potraktował jako faul i podyktował rzut karny, który dał rywalom remis.

Nie zdecydował się na zakończenie kariery i mecz pożegnalny, bo ciągle wierzył, że może się jeszcze przydać. Teraz właśnie nadszedł ten moment. Piłkarza Sewastopola najbardziej denerwują sugestie, że w kadrze miałby być przewodnikiem po Ukrainie. Chce pokazać, że zasługuje na to, by grać. Ma się świetnie, nie narzeka na żadne kontuzje. Mówi, że jest silniejszy niż kilka sezonów temu i czuje się na siłach, by wrócić do pierwszego składu reprezentacji. Nawet na kilka lat. Żartuje, że być może jego przyjazd zdejmie presję z Roberta Lewandowskiego, bo cała uwaga skupi się na nim. Nigdy nie był ulubieńcem mediów, częściej niż o jego grze, mówiono o czerwonych policzkach.

Reprezentacja Polski w poniedziałek zbiera się w Warszawie. W piątek, przy pustych trybunach na stadionie w Charkowie, zagra o być albo nie być w finałach mistrzostw świata. Liczy się tylko zwycięstwo, każdy inny wynik eliminuje nas z dalszej walki. Gdyby udało się wygrać, 15 października zmierzymy się na Wembley z Anglią, z którą na wyjeździe nie wygraliśmy jeszcze ani razu i trudno uwierzyć, że teraz będzie ten pierwszy raz. Ale Waldemar Fornalik na swoją „Mission Impossible” postanowił zabrać tych, którzy nigdy nie przestają wierzyć.

Mariusz Lewandowski

Urodzony 18 maja 1979 roku w Legnicy. Zaczynał grę w Zagłębiu Lubin, później przeniósł się na jeden sezon do Groclinu Grodzisk Wielkopolski. Od 12 lat gra na Ukrainie, w latach 2001–2010 występował w Szachtarze Donieck, z którym pięć razy wywalczył mistrzostwo kraju i zdobył Puchar UEFA. Ostatnio kapitan FK Sewastopol. W reprezentacji Polski od 2002 roku zagrał w 64 meczach i strzelił 6 goli.

Żegnał się z kadrą w złej atmosferze. Zawsze chętnie przylatywał na zgrupowania, zawsze budował drużynę – był lubiany nie tylko za to, co robił na boisku. W październiku 2009 roku trzymały się go jednak żarty, chociaż kadra pożegnała się z marzeniami o mundialu w RPA i przegrywała kolejne mecze. Był wtedy kapitanem reprezentacji, opaskę dał mu Stefan Majewski, który na dwa ostatnie spotkania kwalifikacji zastąpił Leo Beenhakkera. Po porażce z Czechami, przed porażką ze Słowacją na Stadionie Śląskim, Lewandowski rzucił do dziennikarzy, że może Słoweńcy powinni zmobilizować finansowo reprezentację Polski, skoro oni jeszcze grają o mundial, a my już o nic. Zaczęło się piekło.

Pozostało 92% artykułu
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity
Piłka nożna
Hiszpańskie media po Real - Barcelona. "To wstyd dla świata futbolu"