Legia nie wykorzystała znakomitej okazji, by jeszcze bardziej uciec peletonowi. Wisła przyjechała do Warszawy bez swojego kapitana i filaru obrony Arkadiusza Głowackiego i świeżo po zwolnieniu Franciszka Smudy, którego we wtorek zastąpił Kazimierz Moskal.
Trener Henning Berg pada chyba jednak powoli ofiarą swojego pomysłu na zespół. Jakby Norweg postanowił na siłę udowodnić wszystkim wokół, że ma swoją – jedynie słuszną – koncepcję i wbrew wszelkim przesłankom będzie się jej trzymał. Posadzenie na ławce rezerwowych Orlando Sa czy wystawienie w bramce Arkadiusza Malarza wyglądają niemal jak sabotaż. Berg jest chyba jedyną osobą, która uważa, że Portugalczyk to słabszy napastnik niż weteran Marek Saganowski.
Legia wiosną nie potrafi zrobić tego, czym w kilku meczach zaimponowała jesienią – narzucić swojego stylu gry, zdominować przeciwnika. Swoboda, z jaką Wisła wymieniała podania na stadionie przy Łazienkowskiej, była imponująca.
Goście objęli prowadzenie po golu strzelonym piętą przez Łukasza Burligę, wyrównał Michał Żyro, aczkolwiek przy przyjęciu piłki chyba pomagał sobie ręką. Drugiego gola dla Wisły zdobył z karnego Paweł Brożek (Tomasz Jodłowiec sfaulował Semira Stilicia). Remis dla Legii uratował samobójczym strzałem piłkarz Wisły Boban Jović.
Kapelusze z głów przed Zawiszą Bydgoszcz i przede wszystkim przed trenerem Mariuszem Rumakiem. Klub, którego większościowym właścicielem jest menedżer o zszarganej reputacji – Radosław Osuch, pokonał u siebie Lecha Poznań 1:0, z którego jeszcze w trakcie sezonu Rumak został zwolniony. Tym samym Zawisza po przerwie zimowej jest wciąż niepokonany i zajmuje pierwsze miejsce w wiosennej tabeli (razem z Lechią Gdańsk – ale ma lepszy bilans bramkowy).