Pycha gubi Legię

Lech nowym liderem po zwycięstwie nad Legią w Warszawie.

Publikacja: 10.05.2015 20:00

Czy to jest radość mistrzów Polski?

Czy to jest radość mistrzów Polski?

Foto: Fotorzepa/Piotr Nowak

Lech był w sobotnie popołudnie drużyną lepszą, a Legia popełniła jeden z siedmiu grzechów głównych – zgrzeszyła pychą. Fakty są dla obrońców tytułu i faworyta do mistrzostwa bezlitosne – Lech, wygrywając w Warszawie 2:1, został nowym liderem ekstraklasy. Poznaniacy mają dwa punkty przewagi i są panami własnego losu. Nie muszą się oglądać na nikogo, tylko robić swoje. Natomiast legioniści w każdy weekend zbierać się będą przed telewizorami w porze meczów Lecha i krzyżując palce za plecami, plując przez lewe ramię, rytmicznie będą szeptać: „Skuś baba na dziada" .

Jeszcze dwa dni przed meczem Marek Saganowski mówił z pełnym przekonaniem w rozmowie z „Rz", że Legia jest całkowicie poza zasięgiem innych polskich drużyn, jeśli tylko zagra na swoim najwyższym poziomie. Jeśli w sobotę w ekstraklasowym hicie był to ten najwyższy poziom, to warszawianie boleśnie się przekonali, że mają godnego rywala.

Lech był w sobotę lepszy. Bramki strzelone w odstępie dwóch minut przez Darko Jevticia i Karola Linetty'ego sprawiły, że zawodnicy Macieja Skorży mogli spokojnie przyglądać się desperackim próbom gospodarzy. Owszem, jedną bramkę straty udało się Legii odrobić – strzelcem gola był jeden z najsłabszych na boisku Ivica Vrdoljak – ale nauczony na swoich błędach Lech (w tym sezonie w trzech poprzednich spotkaniach za każdym razem prowadził z Legią, ale tylko raz udało mu się wygrać) nie dał sobie zrobić krzywdy. Chociaż gdyby w czwartej minucie doliczonego czasu gry Guilherme nie skupił się tak bardzo na sile strzału, tylko postawił na precyzję, po raz kolejny można by pisać o tym, że Legia uciekła katu spod topora.

Szczęście jednak w końcu się od Berga i jego zawodników odwróciło. Porażka z Lechem jest już dziewiątym meczem przegranym przez obrońców tytułu. Lech też nie rozpieszcza w tym sezonie swoich kibiców – ma już na koncie 12 remisów, ale za nie przynajmniej dostaje się punkt. Za porażki nie, od kiedy ponad 100 lat temu wymyślono futbol.

Pyszna Legia, wierząca w to, że nie ma w Polsce klubu, który byłby w stanie z nią rywalizować, rozpieszczona dobrymi wynikami w Europie, roztrwoniła przewagę, jaką miała nad Lechem. Warszawianie mieli już w pewnym momencie sezonu (listopad) nawet dziewięć punktów więcej od Kolejorza.

Trener Berg uparcie jednak wszystkie siły koncentrował na Lidze Europejskiej i Pucharze Polski, wychodząc z założenia, że potknięcia w lidze da się odrobić na dystansie. Legia nie przywiozła ani jednego punktu z takich miejsc jak Bielsko-Biała, Gliwice czy Łęczna (co ciekawe, wszystkie drużyny z tych miast rywalizują dziś w grupie spadkowej), do tego doszły potknięcia u siebie.

Pościg za Legią przypominał jednak wyścig kulawego ze ślepym i jeszcze bardziej mógł Berga i jego piłkarzy rozpieszczać i wprowadzać w samozadowolenie. Ilekroć Legia się gdzieś wywracała i traciła punkty, rywale solidarnie i z szacunkiem dla mistrza robili to samo. I niepostrzeżenie ciułający punkt po punkcie za kolejne remisy Lech właśnie Berga i jego zawodników wyprzedził.

– Jestem przekonany, że to my zostaniemy mistrzami – mówił po meczu bramkarz warszawskiego zespołu Dusan Kuciak.

– Lech nie wygra wszystkich meczów do końca sezonu, nie wierzę w to – dodawał z kolei Ondrej Duda, o którym coraz głośniej, że po sezonie odejdzie za 7 milionów euro do Southampton. W sobotę wyglądało, jakby myślami już był na Wyspach, a nie przy Łazienkowskiej. Szkoda, że Słowak nie powiedział, czy wierzy w to, że takiej sztuki, jaka ma się nie udać Lechowi, będzie umiała dokonać jego drużyna. Mocno wątpliwe.

Pierwsza kolejka po kontrowersyjnym podziale punktów pokazuje absurdy systemu, którym PZPN tak lubi się chwalić. Koronnym przykładem na doskonałość reformy ma być według działaczy fakt, że od przyszłego sezonu zastosują go w Serbii (o Premier League i Bundeslidze na razie wciąż jednak w tym kontekście cicho).

W normalnym układzie, nawet po sobotniej porażce, Legia traciłaby zaledwie punkt do Lecha – teraz musi odrobić dwa. Absurd jeszcze lepiej obrazuje przykład Wisły Kraków. Zawodnicy Kazimierza Moskala kończyli sezon zasadniczy, tracąc 13 punktów do lidera z Warszawy. Po pierwszej kolejce, przegranej Legii i własnym, efektownym, zwycięstwie nad Górnikiem Zabrze 4:1 różnica między Legią a Wisłą wynosi trzy punkty.

Pierwszej porażki, od kiedy został trenerem Pogoni Szczecin, doznał Czesław Michniewicz. Jego zespół prowadził nawet u siebie z Lechią Gdańsk 1:0, ale ostatecznie przegrał 1:3. W poprzednim sezonie Pogoń także spoczęła na laurach, gdy dostała się do czołowej ósemki. W dodatkowej rundzie nie wygrała wtedy ani jednego spotkania.

Grupa mistrzowska

Jagiellonia Białystok – Śląsk Wrocław 1:1 (0:0)

Bramki – dla Jagiellonii: P. Frankowski (46); dla Śląska: R. Pich (55)

Żółte kartki: I. Tarasovs (Jagiellonia); M. Pawelec, P. Zieliński, M. Machaj (Śląsk)

Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 11 416.

Legia Warszawa – Lech Poznań 1:2 (0:0)

Bramki – dla Legii: I. Vrdoljak (54); dla Lecha: D. Jevtić (47), K. Linetty (49)

Żółte kartki: M. Kucharczyk, I. Astiz, O. Duda (Legia); T. Kędziora, M. Kamiński, P. Arajuuri, Z. Sadajew, K. Linetty (Lech).

Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 25 037.

Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk 1:3 (1:0)

Bramki – dla Pogoni: Ł. Zwoliński (16); dla Lechii: A. Colak (62), S. Vranjes (65, z karnego), Gerson (73)

Żółte kartki: R. Nunes, R. Janukiewicz. Czerwona kartka: Mateusz Matras (64, Pogoń).

Sędziował Mariusz Złotek (Gorzyce). Widzów 6 458.

Wisła Kraków – Górnik Zabrze 4:1 (1:1)

Bramki – dla Wisły: R. Boguski (5), Ł. Garguła (46), Ł. Burliga (50), Paweł Brożek (66); dla Górnika: R. Gergel (2)

Sędziował Marcin Borski (Warszawa). Widzów 8 724.

Grupa spadkowa

Korona Kielce – Ruch Chorzów 0:2 (0:1)

Bramki: F. Starzyński (45+1), M. Zieńczuk (83)

Żółte kartki: V. Jovanović, P. Golański (Korona); G. Kuświk (Ruch)

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 5 537.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Zawisza Bydgoszcz 2:2 (0:0)

Bramki – dla Podbeskidzia: D. Chmiel (76), M. Iwański (88, z karnego); dla Zawiszy: I. Majewski (52), J. Barisić (89). Żółte kartki: P. Tomasik, B. Konieczny, K. Kolcak, T. Górkiewicz (Podbeskidzie); I. Majewski (Zawisza).

Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów 3 677.

Cracovia - GKS Bełchatów 1:1 (1:0)

Bramka dla Cracovii: E. Jendrisek 12; dla GKS: A. Piech 86. Żółte kartki: P. Polczak (Cracovia); A. Mójta, M. Małkowski (GKS). Sędziował: Paweł Gil (Lublin). Widzów: 5209

Dziś o 18.00 spotkanie ?Piast Gliwice – Górnik Łęczna.

W poniedziałek o 18.00 spotkanie Piast Gliwice – Górnik Łęczna.

Lech był w sobotnie popołudnie drużyną lepszą, a Legia popełniła jeden z siedmiu grzechów głównych – zgrzeszyła pychą. Fakty są dla obrońców tytułu i faworyta do mistrzostwa bezlitosne – Lech, wygrywając w Warszawie 2:1, został nowym liderem ekstraklasy. Poznaniacy mają dwa punkty przewagi i są panami własnego losu. Nie muszą się oglądać na nikogo, tylko robić swoje. Natomiast legioniści w każdy weekend zbierać się będą przed telewizorami w porze meczów Lecha i krzyżując palce za plecami, plując przez lewe ramię, rytmicznie będą szeptać: „Skuś baba na dziada" .

Jeszcze dwa dni przed meczem Marek Saganowski mówił z pełnym przekonaniem w rozmowie z „Rz", że Legia jest całkowicie poza zasięgiem innych polskich drużyn, jeśli tylko zagra na swoim najwyższym poziomie. Jeśli w sobotę w ekstraklasowym hicie był to ten najwyższy poziom, to warszawianie boleśnie się przekonali, że mają godnego rywala.

Lech był w sobotę lepszy. Bramki strzelone w odstępie dwóch minut przez Darko Jevticia i Karola Linetty'ego sprawiły, że zawodnicy Macieja Skorży mogli spokojnie przyglądać się desperackim próbom gospodarzy. Owszem, jedną bramkę straty udało się Legii odrobić – strzelcem gola był jeden z najsłabszych na boisku Ivica Vrdoljak – ale nauczony na swoich błędach Lech (w tym sezonie w trzech poprzednich spotkaniach za każdym razem prowadził z Legią, ale tylko raz udało mu się wygrać) nie dał sobie zrobić krzywdy. Chociaż gdyby w czwartej minucie doliczonego czasu gry Guilherme nie skupił się tak bardzo na sile strzału, tylko postawił na precyzję, po raz kolejny można by pisać o tym, że Legia uciekła katu spod topora.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne