BNP Paribas jest partnerem panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej”
Po czerwcowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej (RPP) uwagę rynku przykuła nie tylko sama decyzja o podniesieniu stóp procentowych, ale również wypowiedź prezesa NBP Adama Glapińskiego sugerująca, że zbliżamy się do końca cyklu zacieśniania polityki pieniężnej. Nasuwa się więc pytanie, czy nie jest zbyt wcześnie, aby sygnalizować, że proces zaostrzania parametrów polityki monetarnej może wkrótce się zakończyć.
Skorygowana o wskaźnik inflacji CPI stopa referencyjna NBP jest obecnie najniższa w historii i po czerwcowej decyzji wynosi -7,9 proc. Dla wielu może to być dowód, że polityka pieniężna jest za mało restrykcyjna, by zagwarantować powrót dynamiki cen konsumpcyjnych do pasma odchyleń od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc. +/-1 pkt proc.) w średnim terminie, zwłaszcza że inflacja przyspiesza, a jej szczytu można się spodziewać w najbliższych miesiącach.
Suche zestawienie bieżącego tempa wzrostu cen konsumpcyjnych z poziomem stóp procentowych może jednak niewiele mówić o tym, czy warunki monetarno-finansowe są zbyt łagodne. Polityka pieniężna powinna być prowadzona tak, aby dopasować zagregowany popyt do mocy wytwórczych gospodarki i uniknąć zarówno nadmiernej presji inflacyjnej, jak i deflacji.
O restrykcyjności
Odjęcie od stopy procentowej stopy inflacji to zbyt prosta miara, żeby określić, czy polityka pieniężna prowadzona jest w sposób właściwy. Po pierwsze, wskaźnik inflacji odnosi się do przeszłości, podczas gdy stopa procentowa dotyczy tego, co przed nami. W efekcie, licząc realną stopę procentową, powinniśmy opierać się nie na bieżącej inflacji, ale na oczekiwaniach inflacyjnych. Niestety, w Polsce brak jest miar oczekiwań inflacyjnych, które jasno określałyby poziom przewidywanej w przyszłości inflacji i mogłyby być wykorzystane w analizach.