Piechniczek: Meksyk, Arabia Saudyjska są w naszym zasięgu. Argentyna też

Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, ostatnim selekcjonerem, który zdobył z reprezentacją Polski medal oraz wyszedł z grupy na mistrzostwach świata

Publikacja: 20.11.2022 07:55

Trening reprezentacji Polski w Katarze

Trening reprezentacji Polski w Katarze

Foto: PAP/EPA

"Sport": Skoro zaczyna się mundial, to od rana do wieczora telewizor będzie włączony?

Zdecydowanie! Może nie nastawiam się na oglądanie absolutnie wszystkich meczów, ale tych ciekawszych, czy decydujących o wyjściu z grupy, nie mówiąc już o fazie pucharowej – nie da się nie oglądać. Nie da się nie obserwować liczących się zespołów spoza Europy, przede wszystkim Brazylii, Argentyny, ale ciekaw jestem również krajów afrykańskich, przecież tam też pracowałem, z reprezentacją Tunezji byłem na igrzyskach olimpijskich, grałem w eliminacjach mistrzostw świata. Jest co oglądać, kim się interesować. Większość tych zespołów będzie dla mnie nowa, z nowymi trenerami. Powinno być tak ciekawie, że... nawet dobrze, że będę w domu. Gdybym poleciał do Kataru, byłbym skazany tylko na wybrane mecze, wybór byłby wąski, a w domu będzie czas na wszystko.

Czytaj więcej

Robert Lewandowski: Nie zagramy finezyjnej piłki

Była opcja, aby lecieć?

Proponowano mi, choć nie bezpośrednio PZPN, a kilka prywatnych osób. Odparłem, że dziękuję i nie jestem zainteresowany. Przeżyłem to już dwa razy. Obserwowanie mundialu z dystansu to oczywiście nie to samo, co przebywanie na miejscu, tym bardziej z drużyną, ale jedno się nie zmienia. Kibicowałem każdej reprezentacji Polski, każdemu selekcjonerowi. Podobnie będzie teraz w przypadku trenera Michniewicza.

Z Czesławem Michniewiczem zresztą spotkał się pan. Jak było?

Pan Michniewicz poprzez pośrednika wyraził ochotę spotkania, przyjechał do mnie do Wisły, był punktualnie i zgodnie z zapowiedzią. Prosto ode mnie jechał do Zakopanego na konferencję, na której ogłaszał szeroką kadrę na mundial. Nie mówił mi, kogo powoła, a kogo pominie, ale dyskutowaliśmy na wiele tematów. Nie wyważałem otwartych drzwi, raczej dzieliłem się refleksjami co do kilku szczegółów czy gry reprezentacji; gdzie widzę rezerwy, mankamenty, na co trener może zwrócić uwagę. Miałem wrażenie, że trener wyjeżdżał bardzo zadowolony.

Czytaj więcej

Mundial w Katarze: Kiedy grają Polacy? Gdzie będzie można obejrzeć mecze?

Długo siedzieliście?

Kilka godzin. Nie wiem, czy sześć, czy osiem, ale poniżej pięciu raczej nie było! Mam w domu, na dole, kameralny pokój czysto sportowy, z kominkiem, trofeami. Wyłączyliśmy telefony, by sobie nie przeszkadzać, przyjemnie się rozmawiało. Bez alkoholu, żadnych używek, bo trener Michniewicz przyjechał samochodem.

No i jest na diecie!

O tym nie mówił. Wyznaję zasadę, że przy tego rodzaju rozmowach, fachowych, alkohol jest absolutnie niewskazany.

Trener Michniewicz sam przytaczał wspomnienia pańskiej małżonki, która opowiadała, jak w 1982 roku trzymała kciuki, by w meczu z Peru wystawił pan Zbigniewa Bońka, choć po remisach z Włochami i Kamerunem w kraju panowała narracja, by posadzić go na ławkę. Ale kontaktu między sobą nie mieliście. Inne czasy...

Dzisiaj telefon rozwiązuje oczywiście wiele spraw. Można wiedzieć wszystko o tym, co kto pisze, co kto mówi. Za mojej kadencji było to mocno ograniczone. Czasem łączyliśmy się z bliskimi w Polsce jedynie przy pomocy sprawozdawców radiowych czy telewizyjnych, ułatwiał mi to Dariusz Szpakowski. Nigdy nie przenosiłem rozważań czysto trenerskich na niwę domową. Nie wtajemniczałem żony w to, że mam dylemat, czy postawić na danego zawodnika, czy nie. To moje wewnętrzne sprawy. Czasem nie mówiłem o nich nawet najbliższym współpracownikom, czasem trzeba było robić mądrą minę do głupiej gry. A w 1982 żona czytała oczywiście prasę, „Sport” katowicki, więc wiedziała, o czym się dyskutuje. Były znaki zapytania, jak zagramy z Peru, kogo trener po dwóch remisach zmieni. Wszyscy uważali, że zmiany są konieczne, a ja jestem zwolennikiem teorii, że grać powinna ta drużyna, która wcześniej naważyła piwa. Ci, którzy nie brali w tym udziału, pomyślą: „No, teraz to trener mnie potrzebuje, bo was krytykują. A dlaczego nie dał mi pan szansy na początku, w pierwszym meczu?”. To wszystko są ludzkie odruchy, szczególnie widoczne u osób mających bardzo rozbudowane ego i wyobrażenie o własnej wartości nieraz większe niż myśli selekcjoner czy koledzy w drużynie. A z Bońkiem sprawa była prosta. Teoretycznie mogłem wygrać z Peru bez niego, ale gdyby tak się stało, straciłbym go. Dożywotnio, nie tylko na turnieju w Hiszpanii, ale całej karierze! Piłkarz taki jak on, który podpisał kontrakt z Juventusem... Wyobrażamy sobie, że jedziemy na mistrzostwa, remisujemy z Meksykiem, a Michniewicz sadza Lewandowskiego na ławkę, nie wystawia go z Arabią Saudyjską? Głupota! Miałem wtedy podobne wątpliwości, starałem się wyciągać najbardziej logiczne wnioski.

Czytaj więcej

Katar. Bardzo ambitny mały emirat

Selekcjoner odwiedził kilku swoich poprzedników, mówiąc, że być może zbyt mało pamiętamy i zbyt rzadko korzystamy z doświadczenia poprzedników. Po ludzku chyba było to miłe?

Oczywiście. Trener Michniewicz powiedział trafne hasło: czasem warto pojechać do kogoś nawet po to, by z wielogodzinnej rozmowy wyciągnąć jedną myśl, jedno zdanie. Jeśli każdy z nas sprzedał mu takich myśli jedną czy dwie, to trochę się ich nazbierało... Na pewno trener ma nad czym dumać, zastanawiać się, przed dużym turniejem każdy ma swoje wątpliwości. Mnie towarzyszyła myśl: prowadzimy jedną bramką, 1:0 albo 2:1 – robić zmiany, czy nie? Wpuścić kogoś świeżego, wycofać napastnika, wstawić kogoś bardziej defensywnego? A gdy potem zremisujemy albo przegramy? To przecież nie zasnę przez kilka dni, będę na siebie totalnie zły, bo może ci, którzy grali, dowieźliby ten wynik. Kiedy jestem na boisku, zmęczony, a wchodzi świeży zawodnik, w podświadomości mówię: „Niech on teraz zapieprza trochę za mnie, niech da mi odpocząć”. A wprowadzić można świeżego i urażonego tym, że nie gra od początku. Gdy wejdzie na 10 minut, to kiedy będzie rozgrzany? Kiedy sędzia gwizdnie koniec meczu!

Pracował pan w Arabii Saudyjskiej i Katarze, choć w tym drugim kraju krótko i w biografii poświęcił pan temu epizodowi tylko kilka zdań.

Krajem najbogatszym i najbardziej tolerancyjnym, pozwalającym jakoś żyć Europejczykom, pozwalającym na europejskie standardy, były Zjednoczone Emiraty Arabskie. Arabia Saudyjska? Kraj bardzo przestrzegający zasad Koranu, w którym panuje reżim, a po ulicach chodzą kobiety w długich sukienkach, z zakrytymi kostkami i chustą na głowie, co dotyczy nie tylko miejscowych, ale też Europejek. Jeśli przyjedziesz z żoną i nie będziesz przestrzegać zasad, to dopadnie cię policja religijna. Stoją takie byki, np. przy supermarkecie, każdy po metr dziewięćdziesiąt wzrostu, w białych sukniach – i obserwują... W Katarze było łatwiej, choć może nie tak, jak w ZEA. Mógł zresztą niegdyś zostać jednym z ksiąstewek ZEA, ale usamodzielnił się i dobrze na tym wyszedł. Prowadzi swoją politykę, dzięki ropie rozwija się, jest przebogaty, choć nie tak, jak ZEA. Sporo piłkarzy, trenerów europejskich tam pracuje. Dla mnie był to już koniec mojego pobytu na Bliskim Wschodzie. Trzy lata w Tunezji, potem 5 lat w ZEA... Dobiłem do 10 lat i wróciłem do Polski – innej, z inną piłką, piłkarzami o innej mentalności niż w latach 80. Niedawno było święto niepodległości. Naszła mnie refleksja, że dziś w reprezentacji najbardziej brakuje mi polskości. Eliminacje mundialu, wygrany baraż ze Szwecją – i reprezentant już po 8 godzinach jest w klubie, innej rzeczywistości, nie zdążył nawet nacieszyć się tym awansem, natychmiast przestawia się na inne tory. W dawnych czasach reprezentanci z Legii, Górnika, Ruchu, Widzewa, Lecha, Wisły, otwierali polską gazetę, puszczali w telewizji polski kanał i wszystko przeżywali. Teraz reprezentanci to Europejczycy, światowcy, żyjący na innej częstotliwości. Dyskusje o kadrze, kto kogo powołał, przechodzą obok nich. Najważniejszy jest klub – by płacił, przedłużył kontrakt, by mieć miejsce w drużynie. Rolą selekcjonera, działaczy, powinno być w jakimś stopniu krzewienie tej polskości. Raz na dzień czy dwa usiąść przy kawie, po prostu rozmawiać o polskich realiach, zamiast kopać w tych pierońskich telefonach i czytać o dupie Maryny.

Czytaj więcej

Gianni Infantino. Kto prześladował rudego imigranta

Zastanawiamy się, jaki poziom prezentować będzie Grzegorz Krychowiak – miesiąc temu skończył ligę w Arabii Saudyjskiej, trenował z Legią. Tak przy okazji przypomniały się pańskie wspomnienia, że śmieszny pana, gdy ktoś uważa Arabów za mało pracowitych ludzi.

W Arabii zawsze w cenie byli trenerzy brazylijscy. Przyjeżdżali tam całą plejadą – trener bramkarzy, trener przygotowania fizycznego, psycholog, czasem nawet masażysta czy lekarz... Większość z nich zabierała rodziny, czasem taka ekipa liczyła 40 osób. Widać je było na niedzielnej mszy, bo wszyscy chodzą do kościoła, są religijni. Taka ekipa chciała pracować w Arabii jak najdłużej, zarabiała pieniądze, jakich w Brazylii nie oglądają. No to pogonią tych piłkarzy do roboty czy nie? Muszą ich dobrze przygotować, w innym razie zostaliby zwolnieni!

Jakie oczekiwania ma pan względem naszej kadry?

Trudno uciec od sfery motywacyjnej. Zdajemy sobie sprawę, że dla trzonu tej reprezentacji to są ostatnie mistrzostwa świata. Szczęsny, Glik, Krychowiak, Lewandowski... Oczywiście, teoretycznie Lewandowski może pojechać też za 4 lata, ale to już będzie inny piłkarz, a wymogi przed nim są stawiane największe. Dziś uważam, że Meksyk i Arabia są w zasięgu naszych możliwości. Argentyna też! Nieraz dobrze nam się z nią grało. Jeszcze przed sukcesem w 1982 roku wygraliśmy w Buenos Aires 2:1, w 1974 przegrała z nami mecz otwarcia. Argentyna została Argentyną, a Polska została Polską.

Brak wyjścia z grupy rozczaruje?

Wszystkich. To taki plan minimum. Ostatni raz wyszliśmy z grupy w 1986 roku w Meksyku, ale ten fakt przypomina się tylko częściowo. Od razu ktoś mówi: „Ale przegraliśmy 0:3 z Anglią i 0:4 z Brazylią!”. Oczywiście, że tak, bo z Brazylią nie mieliśmy prawa wygrać przy takim sędziowaniu Przy stanie 0:0 był słupek, była poprzeczka, a potem – karny przeciwko nam i zupa się wylała. Niemiecki sędzia nam sędziował, Brazylijczyk był wtedy prezydentem FIFA, a wiceprezydentem – Niemiec...

Ostatni medal – Piechniczek. Ostatnie wyjście z grupy – Piechniczek. I tak od wielu, wielu lat, a czas płynie...

W tym roku dostałem kilka odznaczeń. Tytuł doctora honoris causa na AWF, czy Lux ex Silesia nadany przez arcybiskupa. To też się z tego bierze. Ludzie doceniają to, co zrobiło się 30-40 lat temu, w bardzo trudnych warunkach, a z drugiej strony może też to, że nie zmieniłem się. Okazałem się trenerem życzliwym innym, który z determinacją walczył o polską myśl szkoleniową. To już kategoria nie tylko intelektualna, naukowa, ale czysto polityczna. Gdybym był ministrem sportu – co już mi nie grozi – to prezesów związków prosiłbym o uzasadnienie, dlaczego zatrudniają zagranicznych trenerów do reprezentacji siatkówki, koszykówki, hokeja czy piłki nożnej. Jakie zostały wspomnienia po dwóch ostatnich zagranicznych selekcjonerach piłkarskich, po Sousie, Beenhakkerze?

Leo dał nam historyczny awans na Euro, tak źle nie było!

Oczywiście, to mu trzeba oddać, ale na samym Euro było już trochę gorzej. Najlepszy mecz kadra zagrała trzy miesiące po mistrzostwach świata – z Portugalią, drużyną zbliżoną do tej, którą prowadził jeszcze Paweł Janas. Potem była krzywa opadająca. Nastąpił fenomen niesamowitej mobilizacji, bo to nowy trener, zagraniczny, inaczej się odzywa, inaczej patrzy. Ale potem czar pryskał, gdy zawodnicy lepiej go poznawali, widzieli, jaki jest dwulicowy. Na końcu szanował go już chyba mało kto.

Czytaj więcej

Katar. Trzy stadiony w zasięgu wzroku

Emocjonował się pan powołaniami?

Niekoniecznie. Nie znam aż tak doskonale piłkarzy. Nim zostałem trenerem reprezentacji, przez trzy sezony prowadziłem Odrę Opole i wszystkich najlepszych po prostu oglądałem w meczach, Wszystkich miałem doskonale rozpracowanych, to byli moi zawodnicy, ja tej kadry nie musiałem się uczyć. Akcentowałem jedynie czynnik motywacyjny, wiedziałem, że na NRD potrzebuję walczaków, bo w innym razie ich nie wyeliminujemy. Najpierw zagraliśmy towarzysko z Rumunią, przegraliśmy i kilku zawodników miałem z głowy, bo wiedziałem, że nic z nimi nie ugramy, nie mieli serca do gry. Dziś? Ilu dziennikarzy, trenerów, tyle różnych wariantów. Tak jak pierwotnie z bramkarzami. Jeden odrzuci Grabarę, drugi weźmie Grabarę, bo dobrze spisywał się w Kopenhadze w Lidze Mistrzów, bronił karne. Ciekawy chłopak.

Sam fakt, że padło nazwisko 3-4 bramkarza, świadczy o tym, że tak gorącej dyskusji o personaliach jak za trenerów Engela czy Janasa nie ma.

Najważniejszy i tak jest trzon, pierwsza jedenastka, może czternastka piłkarzy. Reszta to – jak mawiają Francuzi - „art decoration”.

Trudno spodziewać się polskiej kadry grającej inaczej niż pragmatycznie?

Na każde takie pytanie jest odpowiedź: przygotuj się ponad miarę, a potem daj się ponieść! Trzeba wierzyć, że można uderzyć swoją lepszą nogą pod poprzeczkę. To się musi śnić, to musi być w głowie, gdy kładziesz się spać, a gdy się budzisz, to też myślisz o takiej akcji. Wtedy naprawdę można ją zbudować.

A można zbudować formę na mundial grany o tak nietypowej porze?

To ciekawe rozwiązanie, Zwykle w tym okresie szykowano się na końcówkę fazy grupowej Ligi Mistrzów, dla Anglików nadchodził czas największych obciążeń, a nagle w tym okresie gramy mistrzostwa świata. Dla piłki może się to okazać dobre, możemy oglądać fantastyczne mecze.

Jedno marzenie związane z występem Polaków?

Zawsze powtarzam jedno zdanie: zróbcie krok dalej niż reprezentacja Kazimierza Górskiego i moja. Finał – a dalej, to się zobaczy!

"Sport": Skoro zaczyna się mundial, to od rana do wieczora telewizor będzie włączony?

Zdecydowanie! Może nie nastawiam się na oglądanie absolutnie wszystkich meczów, ale tych ciekawszych, czy decydujących o wyjściu z grupy, nie mówiąc już o fazie pucharowej – nie da się nie oglądać. Nie da się nie obserwować liczących się zespołów spoza Europy, przede wszystkim Brazylii, Argentyny, ale ciekaw jestem również krajów afrykańskich, przecież tam też pracowałem, z reprezentacją Tunezji byłem na igrzyskach olimpijskich, grałem w eliminacjach mistrzostw świata. Jest co oglądać, kim się interesować. Większość tych zespołów będzie dla mnie nowa, z nowymi trenerami. Powinno być tak ciekawie, że... nawet dobrze, że będę w domu. Gdybym poleciał do Kataru, byłbym skazany tylko na wybrane mecze, wybór byłby wąski, a w domu będzie czas na wszystko.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Mundial 2022
Influencer świętował na murawie po zwycięstwie Argentyny. FIFA prowadzi dochodzenie
Mundial 2022
Messi wskrzesza przeszłość. Przed Argentyną otwiera się szansa na lepsze jutro
Mundial 2022
Hubert Kostka: Idźmy argentyńską drogą
Mundial 2022
Szymon Marciniak: Z dżungli na salony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Mundial 2022
Stefan Szczepłek o finale mundialu: Tylko w piłce takie rzeczy