O tym nie mówił. Wyznaję zasadę, że przy tego rodzaju rozmowach, fachowych, alkohol jest absolutnie niewskazany.
Trener Michniewicz sam przytaczał wspomnienia pańskiej małżonki, która opowiadała, jak w 1982 roku trzymała kciuki, by w meczu z Peru wystawił pan Zbigniewa Bońka, choć po remisach z Włochami i Kamerunem w kraju panowała narracja, by posadzić go na ławkę. Ale kontaktu między sobą nie mieliście. Inne czasy...
Dzisiaj telefon rozwiązuje oczywiście wiele spraw. Można wiedzieć wszystko o tym, co kto pisze, co kto mówi. Za mojej kadencji było to mocno ograniczone. Czasem łączyliśmy się z bliskimi w Polsce jedynie przy pomocy sprawozdawców radiowych czy telewizyjnych, ułatwiał mi to Dariusz Szpakowski. Nigdy nie przenosiłem rozważań czysto trenerskich na niwę domową. Nie wtajemniczałem żony w to, że mam dylemat, czy postawić na danego zawodnika, czy nie. To moje wewnętrzne sprawy. Czasem nie mówiłem o nich nawet najbliższym współpracownikom, czasem trzeba było robić mądrą minę do głupiej gry. A w 1982 żona czytała oczywiście prasę, „Sport” katowicki, więc wiedziała, o czym się dyskutuje. Były znaki zapytania, jak zagramy z Peru, kogo trener po dwóch remisach zmieni. Wszyscy uważali, że zmiany są konieczne, a ja jestem zwolennikiem teorii, że grać powinna ta drużyna, która wcześniej naważyła piwa. Ci, którzy nie brali w tym udziału, pomyślą: „No, teraz to trener mnie potrzebuje, bo was krytykują. A dlaczego nie dał mi pan szansy na początku, w pierwszym meczu?”. To wszystko są ludzkie odruchy, szczególnie widoczne u osób mających bardzo rozbudowane ego i wyobrażenie o własnej wartości nieraz większe niż myśli selekcjoner czy koledzy w drużynie. A z Bońkiem sprawa była prosta. Teoretycznie mogłem wygrać z Peru bez niego, ale gdyby tak się stało, straciłbym go. Dożywotnio, nie tylko na turnieju w Hiszpanii, ale całej karierze! Piłkarz taki jak on, który podpisał kontrakt z Juventusem... Wyobrażamy sobie, że jedziemy na mistrzostwa, remisujemy z Meksykiem, a Michniewicz sadza Lewandowskiego na ławkę, nie wystawia go z Arabią Saudyjską? Głupota! Miałem wtedy podobne wątpliwości, starałem się wyciągać najbardziej logiczne wnioski.
Katar. Bardzo ambitny mały emirat
Gospodarz zaczynającego się w niedzielę mundialu w wielu dziedzinach odgrywa dużo większą rolę, niżby wskazywała na to jego wielkość. Katar bywa wręcz graczem na skalę globalną, choćby jako mediator w kluczowych konfliktach.
Selekcjoner odwiedził kilku swoich poprzedników, mówiąc, że być może zbyt mało pamiętamy i zbyt rzadko korzystamy z doświadczenia poprzedników. Po ludzku chyba było to miłe?
Oczywiście. Trener Michniewicz powiedział trafne hasło: czasem warto pojechać do kogoś nawet po to, by z wielogodzinnej rozmowy wyciągnąć jedną myśl, jedno zdanie. Jeśli każdy z nas sprzedał mu takich myśli jedną czy dwie, to trochę się ich nazbierało... Na pewno trener ma nad czym dumać, zastanawiać się, przed dużym turniejem każdy ma swoje wątpliwości. Mnie towarzyszyła myśl: prowadzimy jedną bramką, 1:0 albo 2:1 – robić zmiany, czy nie? Wpuścić kogoś świeżego, wycofać napastnika, wstawić kogoś bardziej defensywnego? A gdy potem zremisujemy albo przegramy? To przecież nie zasnę przez kilka dni, będę na siebie totalnie zły, bo może ci, którzy grali, dowieźliby ten wynik. Kiedy jestem na boisku, zmęczony, a wchodzi świeży zawodnik, w podświadomości mówię: „Niech on teraz zapieprza trochę za mnie, niech da mi odpocząć”. A wprowadzić można świeżego i urażonego tym, że nie gra od początku. Gdy wejdzie na 10 minut, to kiedy będzie rozgrzany? Kiedy sędzia gwizdnie koniec meczu!