Bieg rozegrała bezbłędnie. Wielgosz przez 650 metrów, aż do ostatniego łuku, pilnowała pierwszego toru, do minimum ograniczając zbędny dystans. Właśnie w ten sposób rok temu podczas igrzysk olimpijskich doświadczonych rywali ogrywał Patryk Dobek. Była cierpliwa, oszczędzała siły, aż przyszła ostatnia prosta. Kiedy rywalkom kończyło się paliwo w baku, ona ruszyła.

Wyprzedziła Szwajcarkę Lore Hoffmann, za nią zostały kandydatki do medalu: Jemma Reekie oraz Alexandra Bell. Złoto zdobyła inna Brytyjka Hodgkinson, druga finiszowała Francuzka Renelle Lamote. Wielgosz znalazła ten brązowy medal na końcu tęczy, która kilka minut wcześniej wyrosła nad Stadionem Olimpijskim w Monachium. - Zapamiętam ją na zawsze - mówi.

Czytaj więcej

Mistrzostwa Europy. Katarzyna Zdziebło: Nigdy nie szłam z takim bólem

Jej kariera była jak bieg z przeszkodami. Jeszcze w 2015 roku dorabiała w niemieckim domu starców. - Nakrywałam do stołu, sprzątałam, pomagałam mieszkańcom. Wprawdzie zaczynałam pracę dopiero w południe, ale o siódmej rano miałam trening - opowiadała. Pierwszy sukces, finał poprzednich mistrzostw Europy, wybiegała z 250-złotowym stypendium z urzędu marszałkowskiego.

Później też było pod górkę. Przeszkadzały kontuzje, kontrakty ze sponsorami wygasły. Rok temu podczas igrzysk przepadła w kwalifikacjach. Później przyszła operację kolana i myśli o końcu kariery. - Wielu przekreśliło moją karierę. Musiałam wyskoczyć z oszczędności, dopłacałam za zagraniczne zgrupowania. Żyłam skromnie, moje hobby utrzymywała pensja męża - mówi Wielgosz.

Skończyła studia - jest z zawodu fizjoterapeutką - ale chciała dalej biegać. Pomogli bliscy, a odbudował trener Jacek Kostrzeba, bo wcześniej pracowała z Piotrem Kowalem. Brąz w Monachium sprawił, że pierwszy raz w życiu po biegu popłynęły z jej oczu łzy. Sukces Wielgosz to dziesiąty medal polskiej reprezentacji w lekkoatletycznych mistrzostwach Europy. Dziewięć z nich zdobyły panie.