Korespondencja z Monachium
To był wieczór polskiej siły. Haratyk, Bukowiecki, Paweł Fajdek oraz Wojciech Nowicki wywalczyli cztery medale w ciągu godziny. Ten pierwszy został mistrzem Europy, drugi zdobył srebro. Haratyk później podium sięgał już tylko pod dachem, Bukowieckiego wyhamowały urazy. Świat im odjechał. Obaj igrzyska w Tokio oraz mistrzostwa świata w Eugene kończyli na kwalifikacjach.
Impreza w Monachium była okazją do rehabilitacji. Zawody w Europie to niższa półka, nie ma Nowozelandczyka Thomasa Walsha, Brazylijczyka Darlana Romaniego, ani potężnych Amerykanów. Medale mistrzostw kontynentu leżą dziś blisko metr bliżej od tych światowych czy olimpijskich.
Bukowiecki podkreślał, że choć nie jest w życiowej formie, to wreszcie mógł solidnie trenować. Zła była jednak kula, bo organizatorzy nie dopuścili jego sprzętu argumentując, że są w stanie dostarczyć taki sam. - Faktycznie, ma identyczną średnicę, ale inny kolor i fakturę - wyjaśniał Bukowiecki. Pożyczył więc kulę od Haratyka, ale on korzysta z większej. Wystarczyło do szóstego miejsca.
Występ Polaków był słaby, bo mówimy o zawodnikach, którzy pchali kulą poza granicę 22. metra, czyli na poziomie dziś dla Europejczyków rzadko osiągalnym. Mihaljević wyprzedził w walce o złoto Serba Armina Sinancevicia (21.39 m) i Czecha Tomasa Stanka (21.26 m).