Korespondencja z Londynu
Kto będzie wspominać ten konkurs po latach, niech pamięta, że nocne londyńskie niebo było łaskawe, że na start zatrąbili jak zawsze hejnaliści królewscy i znów zawody rozpoczęły się od zebrania mocnej dwunastki wokół koła rzutni.
Można też pamiętać, że początek rywalizacji był spokojny, wręcz trochę senny. Wojciech Nowicki zaczął od odległości 76,36 m, dwaj rywale rzucili w pierwszej serii nieco dalej, Paweł Fajdek – rzut poza promień, zaliczyć nie można, choć wyglądało nieźle. Liderem po dwóch seriach był neutralny Rosjanin Aleksiej Sokorski – 77,50, poprawka inżyniera Nowickiego skromna – 76,54. Poprawka Fajdka trochę lepsza – 77,09, ale dostosowana do ogólnego poziomu.
Nowicki pierwszy przekroczył granicę 78 metrów, o 3 centymetry. Wychodził jednak z koła niezadowolony, w ten trzeci rzut włożył naprawdę sporo mocy, ale lot młota nie oddał wysiłku, bo „nogi sobie, ręce sobie", jak potem mówił. Jedynka przy polskim nazwisku jednak się pojawiła. Wreszcie trzecia próba Fajdka – 79,73, zwycięski krzyk, nawet coś więcej niż krzyk, dwa polskie nazwiska na górze tabeli, teraz niech rywale się martwią, co robić z tym fantem.
Została ósemka. Polski lider z polskim wiceliderem przesunęli się na koniec kolejki rzutów, też dobrze, bo to lepsza kontrola sytuacji. Rywale przesadnie nie nacisnęli w czwartej serii, tylko Francuz Quentin Bigot przesunął się na trzecie miejsce, 17 cm przed Sokorskiego. I Fajdek przesunął nieco dystans do złota – 79,81.