Korespondencja z Tokio

Nie zdążyliśmy dobrze otworzyć oczu, a wróciły koszmary. Fajdek mógł się poczuć, jakby wciąż śnił okrutny sen z Rio de Janeiro, gdzie z marzeń o złocie wyleczyły go kwalifikacje. Była dziewiąta rano. Najpierw rzucił blisko, drugą próbę spalił. Trener Szymon Ziółkowski tylko się skrzywił i krzyknął: „Weź nas nie stresuj". Później napisał na Twitterze, że jednak wolał być zawodnikiem.

Fajdek obronił się w trzeciej próbie. Młot leciał, jakby płakał, ale wystarczyło. Czterokrotny mistrz świata pierwszy raz awansował do finału olimpijskiego. Miał dziewiąty wynik.

– Wracał do mnie stres i złe momenty, nawet dobry humor nie był w stanie ich zniwelować. Te historie z eliminacjami ciągnęły się za mną od dziewięciu lat, więc musiałem sobie jakoś radzić. Odtwarzałem to wszystko w głowie, przygotowałem się. Było dramatycznie, najgorzej w życiu, ale osiągnąłem niezły wynik. Pokonałem stres i demony – opowiada Fajdek.

Noc przed startem była gehenną. Nie mógł spać, położył się o drugiej, a wstał za pięć szósta. – 46 razy sprawdziłem torbę. Potem szybkie śniadanie, kawałek pizzy, soczek i wyjazd na stadion – opowiada. Dwa lata temu podczas finału mistrzostw świata w Dausze zachowywał się jak król dżungli. Teraz lew był śnięty.

Zupełnie inaczej wyglądał Wojciech Nowicki. Awans do finału zapewnił sobie pierwszym rzutem, choć młot otarł się o siatkę. Dawno nie widzieliśmy go tak pewnego siebie. Na twarzy młociarza po starcie w eliminacjach pojawił się nawet uśmiech.

– Zrobiłem swoje, co tu więcej powiedzieć, nie ma się czego wstydzić. Jestem stabilny technicznie i czuję formę – mówi Nowicki.

Zawodnik podkreśla, że koło na stadionie w Tokio jest bardzo szybkie, co wróży wysoki poziom finału. – Nie chcę mówić o wynikach, ale jeśli wszystko się ułoży, to mogę pobić rekord życiowy. Czuję się rewelacyjnie, pogoda jest świetna i nie mam na co narzekać – mówi Nowicki, co jest zaskakujące, bo zwykle jest samokrytyczny aż za bardzo.

Przepadł w eliminacjach Węgier Bence Halasz, ale nikt nie widział w nim faworyta. Wszyscy kandydaci do medalu awansowali, Norweg Eivind Henriksen pobił nawet rekord kraju.

Finał odbędzie się w środę o 13.15 czasu polskiego. – Marzę, żebyśmy stanęli z Pawłem na podium. To byłoby spełnienie marzeń – mówi Nowicki.

Pięć lat temu, kiedy Fajdka zabrakło w finale, zdobył w Rio brąz. Wyprzedzili go tylko dopingowicze: Tadżyk Dilszod Nazarow oraz Białorusin Iwan Cichan. Pierwszy jest zawieszony, a drugi odpadł w kwalifikacjach – i to akurat dla sportu bardzo dobrze.

Już dzisiaj finał rzutu młotem kobiet. Wystartują w nim trzy Polki: Anita Włodarczyk, Malwina Kopron i Joanna Fiodorow. Ta pierwsza będzie walczyła o trzecie olimpijskie złoto, do finału awansowała z najlepszym wynikiem kwalifikacji (76,99 m).

Początek finałowego konkursu o 13.35.