NBA. LeBron James kontra Stephen Curry, czyli ostatni taniec weteranów

Ich rywalizacja napędzała NBA przez lata, a teraz być może LeBron James i Stephen Curry tańczą razem swój ostatni taniec. Los Angeles Lakers tego pierwszego w ćwierćfinale fazy play-off prowadzą z Golden State Warriors 2:1.

Publikacja: 07.05.2023 12:20

W rywalizacji Los Angeles Lakers z Golden State Warriors drużyna LeBrona Jamesa prowadzi 2:1

W rywalizacji Los Angeles Lakers z Golden State Warriors drużyna LeBrona Jamesa prowadzi 2:1

Foto: AFP

Przez cztery lata - między 2015 a 2018 rokiem - wszystko wyglądało to tak, jakby mieli  abonament na grę w finałach. Każdy zawodnik NBA dawał z siebie wszystko, a i tak w grze o pierścienie spotykali się Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers.

Bywały sezony, w których jedni i drudzy mieli problemy. Zaczynali play-offy z niższych pozycji, co teoretycznie utrudniało sprawę, a i tak ostatecznie wspinali się na sam szczyt. Nic dziwnego, że ich rywalizację porównuje się do pojedynków sprzed lat: Magica Johnsona z Larrym Birdem czy Billa Russella z Wiltem Chamberlainem.

Czytaj więcej

"Air". Bajka o butach

Weterani trzymają się mocno

Curry w tych finałowych starciach prowadzi z Jamesem 3:1, ale to nie znaczy, że były jednostronne - raczej rozpalały kibiców do czerwoności. W pierwszej finałowej serii lider Cavaliers rzucał po 35 punktów, a i tak przegrał. Do historii przeszły też mecze z 2016 roku, kiedy Warriors byli faworytami. Kilka tygodni wcześniej pobili rekord Chicago Bulls (72-10), wygrywając aż 73 mecze w sezonie zasadniczym i wydawało się, że swój gry doprowadzili do perfekcji.

Przyszedł jednak finał i siódme starcie, w którym James przy remisie 89:89 tuż przed końcem w niesamowity sposób zablokował Andre Iguodalę. Amerykanie nie byliby sobą, gdyby tej akcji nie ochrzcili i teraz, kiedy kibic koszykówki w USA powie „The Block” każdy wie, o jakie zagranie chodzi.

Curry i James, chociaż nie zdobywali trofeów samotnie i mieli świetnych partnerów w swoich drużynach (w Warriors grali Kevin Durant czy Klay Thompson, a w Cavaliers Kyrie Irving), to zawsze byli głównymi aktorami finałów i na nich koncentrowała się uwaga kibiców.

Minęło kilka ładnych lat, a obaj gwiazdorzy to już panowie po przejściach, których koszykówka trochę po drodze poturbowała. Curry stracił niemal cały sezon 2019/2020 przez złamany nadgarstek. Kontuzje nękały też Thompsona, a ze składu odszedł Durant i Warriors ze szczytu spadli na dół ligi. Wojownicy jednak wrócili i rok temu młodym gwiazdom Boston Celtics pokazali, że weterani trzymają się mocno.

Kandydaci bili brawo

Ten sezon też był trudny. Wydawało się, że drużyna Curry’ego nawet nie wejdzie do play-off. Zabolała szczególnie klęska z Toronto Raptors 77:130. Weterani jednak wiedzą, kiedy zaczyna się prawdziwa gra. Warriors w pierwszej rundzie pokonali Sacramento Kings 4:3, a w decydującym meczu Curry rzucił 50 punktów. Kandydaci na gwiazdy, czyli De’Aron Fox i Domantas Sabonis, mogli tylko bić brawo.

Weterani NBA wciąż potwierdzają, że trzymają się mocno

James zamienił Cleveland na Los Angeles i chociaż zdobył już jeden tytuł - w dziwnym, pandemicznym sezonie zakończonym „bańką” w Orlando - to później przyszły rozczarowania, a rok temu Lakers nawet nie awansowali do play-off.

Teraz startowali z siódmego miejsca po sezonie zasadniczym, ale dzięki temu James i spółka mogli pokazać młodym gwiazdom Memphis Grizzlies, kto wciąż rządzi. Dillon Brooks na początku rywalizacji miał dużo do powiedzenia na temat Jamesa. Śmiał się nawet, że tamten jest stary. Zapewniał, też, że nie szanuje nikogo, kto nie rzuci przeciwko niemu 40 punktów.

Później unikał mediów, mina mu zrzedła. James nie zdobył wielu punktów, ale Lakers wygrywali kolejne spotkania, a w ostatnim wręcz zniszczyli rywali 125:85. Gwiazdor pozwolił sobie nawet na żarty. Pisał, że że jeśli ktokolwiek zobaczy go w lesie walczącego z niedźwiedziem grizzly, niech rusza na pomoc zwierzęciu.

LeBron James kontra Stephen Curry

Dziś możemy się cieszyć z kolejnego starcia weteranów, być może ostatniego na tym poziomie. James ma już 38 lat, drugi jest trzy lata młodszy - obaj urodzili się w tym samym szpitalu Akron General Medical Center - i chociaż jeszcze nie mówią, że kończą karierę, to mają świadomość, że młodzi będą naciskać mocniej. Szans na zdobycie piątego pierścienia (mają po cztery) będzie coraz mniej.

Czytaj więcej

LeBron James. Król wstępuje na tron

James chyba wreszcie zrozumiał, że nie musi brać wszystkiego na swoje barki. Oddaje piłkę kolegom, rzuca po 20 punktów, a zespół wygrywa. Haruje za to w obronie, zbiera piłki na własnej tablicy, a w kluczowym momencie pierwszego meczu efektownie zablokował Curry’ego.

Lakers po trzecim spotkaniu, wygranym 127:97, prowadzą w serii do czterech zwycięstw 2:1. To jednak dopiero początek rywalizacji, nikt nie podniesie rąk w górę przed czasem. Zespołami dowodzą stare wiarusy, koszykarze doświadczeni w wielkiej grze. Możemy być pewni, że do ostatnich sekund ostatniego meczu nie powiedzą ostatniego słowa.

Przez cztery lata - między 2015 a 2018 rokiem - wszystko wyglądało to tak, jakby mieli  abonament na grę w finałach. Każdy zawodnik NBA dawał z siebie wszystko, a i tak w grze o pierścienie spotykali się Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers.

Bywały sezony, w których jedni i drudzy mieli problemy. Zaczynali play-offy z niższych pozycji, co teoretycznie utrudniało sprawę, a i tak ostatecznie wspinali się na sam szczyt. Nic dziwnego, że ich rywalizację porównuje się do pojedynków sprzed lat: Magica Johnsona z Larrym Birdem czy Billa Russella z Wiltem Chamberlainem.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
LeBron James. Król wstępuje na tron
Koszykówka
Jeremy Sochan pomoże reprezentacji i zagra w Polsce. Zabierze nawet kucharza
Koszykówka
NBA. Jeremy Sochan lepszy od Brandina Podziemskiego. Zdobył 20 punktów
Koszykówka
Reprezentacja polskich koszykarzy czeka na lwa. Czy będzie nim rewelacyjny debiutant NBA?
Koszykówka
Zimny prysznic dla reprezentacji Polski. Kompromitacja w meczu z Macedonią Północną