Przed półfinałem nadzieje kibiców i apetyty zawodników były wielkie. Nie ma się czemu dziwić, jeśli awansuje się do półfinału mistrzostw Europy i po drodze wyrzuca z turnieju jednego z najlepszych koszykarzy na świecie, to nie można się zatrzymywać, tylko iść po kolejne sukcesy. Niestety, nie powtórzyła się piękna historia z ćwierćfinałowego meczu ze Słowenią. Wicemistrzowie olimpijscy pokazali jak silną są drużyną i nie pozostawili Polakom złudzeń.
Już sam awans do tego etapu turnieju był dla nich wielkim osiągnięciem, ale w piątek różnicy w doświadczeniu i umiejętnościach nie dało się wyrównać zaangażowaniem i pomysłami taktycznymi. Francuzi na parkiecie berlińskiej hali pokazali to samo. Od pierwszych sekund spotkania grali w obronie bardzo agresywnie. AJ Slaughter nie mógł znaleźć centymetra wolnego parkietu, a za Mateuszem Potnitką jak cień podążał Terry Tarpey. Kiedy dwóch liderów i zawodników prowadzących grę reprezentacji Polski nie mogło znaleźć swojego rytmu, to w kłopoty wpadali też inni.
Nie udawało się dostarczać piłki blisko kosza, żeby zasięg ramion mógł wykorzystać Aleksander Balcerowski. Rajdy Potniki i Slaughtera zatrzymywał blokami Rudy Gobert, który nie przez przypadek trzy razy z rzędu był najlepszym obrońcą ligi NBA. Polacy próbowali rzucać z dystansu, ale ta broń też zawodziła.
W pierwszej połowie nasi gracze zdobyli tylko 18 punktów i już do przerwy wyraźnie przegrywali. Trzecią kwartę zaczęli od kilku nieudanych zagrań. Piłkę stracił Balcerowski, za chwilę w ataku faulował Ponitka, który za chwilę źle podawał do Michała Sokołowskiego i przewaga Francuzów zaczęła rosnąć. W ataku szalał Guerschon Yabusele, trafiający z każdej pozycji. Gobert nie próbował rzucać na siłę, ale świetnie podawał kolegom. Jeszcze przed końcem czwartej kwarty Francuzi mieli na koncie ponad 30 asyst.