Drużyna Mike'a Taylora nie była faworytem grupy A. Wśród kandydatów do awansu wymieniano Słowenię, Francję i Grecję, ewentualnie Finlandię, mającą w składzie świetnego Lauriego Markkanena i kibiców za plecami. Polacy z kilkoma młodymi zawodnikami obiecywali walkę. Po cichu można było liczyć na niespodziankę i awans z czwartego miejsca.
Mimo porażek w dramatycznych okolicznościach z Finlandią i Francją, reprezentacja Polski do ostatniego meczu miała szansę na wyjście z grupy. O wszystkim zadecydowało starcie z rozbitymi psychicznie, skłóconymi Grekami, którzy też mieli na koncie tylko jedną wygraną. Zwycięzca brał wszystko, przegrany jechał do domu.
Zawodnicy Taylora deklarowali walkę od początku do końca, ale podobnie było wcześniej, a jednak z Finami w 1,5 minuty stracili bezpieczną przewagę. Z Francją też długo prowadzili, by ostatecznie minimalnie przegrać.
Mecz z Grecją był podobny do dwóch poprzednich spotkań. Polacy dobrze zaczęli, trafiali z dystansu i spod kosza, nieźle bronili, biegali do kontrataków. Aktywny był Przemysław Karnowski, skuteczny – Adam Waczyński, punkty dokładał Mateusz Ponitka. Wydawało się, że Grecy, tak jak we wcześniejszych spotkaniach, w końcu pękną i przed Polakami otworzy się droga do meczu z Litwą w kolejnej fazie.
Niestety, im bliżej końca, tym lepiej grali doświadczeni rywale. Szaleli Kostas Sloukas i Nick Calathes, którzy trafiali z dystansu, pod koszem skutecznie walczył Georgios Printezis.