Polak opiekował się liderem Ineos Grenadiers, Kolumbijczykiem Eganem Bernalem, ale ubiegłoroczny zwycięzca Wielkiej Pętli w środę rano wycofał się z wyścigu. Jego rezygnacja sprawiła, że menadżer Dave Brailsford dał swoim podopiecznym wolną rękę.
Ucieczka, do której załapali się Kwiatkowski oraz jego kolega z zespołu Richard Carapaz, początkowo liczyła 32 kolarzy, a gęstym sitem okazały się podjazdy, którymi organizatorzy najeżyli trasę etapu. Na ostatniej premii górskiej Polakowi i Ekwadorczykowi towarzyszył już tylko Hiszpan Pello Bilbao, ale nie wytrzymał tempa.
Kilometr przed metą Carapaz, który wywalczył tego dnia prowadzenie w klasyfikacji górskiej, poklepał Kwiatkowskiego po plecach. Kolarze zwolnili, ostatnia prosta przypominała defiladę. Linię minęli objęci, ale minimalnie z przodu był Polak. Zasłużył, bo wcześniej przez 2900 kilometrów pracował dla innych i pełnił rolę nieformalnego kapitana drużyny.
- Poza Kwiatkowskim żaden inny kolarz Ineosu nie osiągnął poziomu, jakiego oczekiwano - pisał brytyjski dziennikarz Dave Walsh. To szósty etapowy triumf Polaka w historii Wielkiej Pętli, wcześniej na podium stawali Zenon Jaskuła, Rafał Majka (trzykrotnie) i Maciej Bodnar.
Walkę faworytów, która toczyła się za plecami Polaka i Ekwadorczyka, przebiegła po myśli Słoweńca Primoża Roglicia (Team Jumbo-Visma). 31-latek obronił 57-sekundową przewagę nad rodakiem Tadejem Pogacarem (UAE-Team Emirates). Na ostatnim podjeździe zgubili się Brytyjczyk Adam Yates (Mitchelton-Scott) oraz Kolumbijczyk Rigoberto Uran (EF Pro Cycling).