Poprzedni rok zdominowały kraksy oraz niebezpieczne wypadki. Kolarze łamali żebra i obojczyki, bo jechali pod wyjątkową presją. Pandemia nie tylko skróciła sezon, ale też opóźniła negocjacje kontraktów, więc wielu zawodników walczyło o swoją przyszłość. Niemiec Jens Voigt oznajmił nawet, że kolarstwo stało się bardziej niebezpieczne niż Formuła 1.
Przyszedł czas na zmiany, ale nowe reguły nie wszystkim się podobają. Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) nie tylko utworzyła stanowisko dyrektora ds. bezpieczeństwa (objął je były zawodnik Richard Cassot) i zapowiedziała podwyższenie standardów dotyczących barierek zabezpieczających trasę, ale także zdefiniowała niektóre zachowania kolarzy jako niebezpieczne. To wywołało najwięcej kontrowersji.
Niebezpieczna rama
UCI ustaliła między innymi strefy, gdzie kolarze mogą wyrzucać puste bidony. To przewinienie, za które czerwoną kartkę podczas niedzielnego wyścigu Ronde van Vlaanderen dostał Michael Schaer. Szwajcar gonił peleton i odrzucił bidon w kierunku grupki kibiców. Najwyraźniej szybko zdał sobie sprawę ze złamania przepisów, bo po kilku sekundach odwrócił się i bezradnie rozłożył ręce.
Schaer już kolejnego dnia opisał na Instagramie, jak sam w młodości podczas Tour de France złapał bidon rzucony przez jednego z kolarzy. – Po powrocie do domu każdego dnia przypominał, jakie jest moje marzenie – oznajmił. Podzielił się też z kibicami historią o inspiracji oraz niepowtarzalnej bliskości fanów i zawodników, jaką daje kolarstwo.
Szwajcar, apelując o zmianę kontrowersyjnego przepisu, zapomniał wspomnieć, że nierozważnie rzucony bidon może być niebezpieczny. Jesienią właśnie w ten sposób upadek eliminujący go z walki o wygranie Giro d'Italia miał jeden z faworytów wyścigu, Brytyjczyk Geraint Thomas.