Tomasz Marczyński: Częściej naciskam hamulec

O rozpoczętym w sobotę Giro d'Italia i polskich problemach mówi Tomasz Marczyński, kolarz grupy Lotto Soudal.

Publikacja: 09.05.2021 21:00

Tomasz Marczyński: Częściej naciskam hamulec

Foto: PAP

Ma pan 37 lat, ale jedzie dopiero ósmy wielki tour w karierze. Ciągle jest pan kolarzem nienasyconym?

Dalej mi się chce. Faktycznie nie przejechałem w karierze zbyt wielu wielkich tourów, ale mam duże doświadczenie, które zapewnia mi fajną rolę w drużynie Lotto Soudal. Jestem dziś kolarzem kompletnym. Mogę pomagać na płaskich odcinkach i pracować dla sprintera, zabrać się w odjazd i walczyć o etapowe zwycięstwo, stać mnie na mocną jazdę w górach, a także na pomoc chłopakom jadącym po wysokie miejsca w klasyfikacji generalnej. Właśnie dlatego dostałem powołanie na Giro d'Italia.

Jaka będzie pana rola?

Na pewno podczas pierwszych etapów będziemy pomagać sprinterowi Calebowi Ewanowi, który ma w naszej drużynie największe szanse na etapowy sukces. Potem zaczną się bardziej nerwowe dni i liczę, że dostanę wolną rękę. Postaram się przynajmniej raz załapać do odjazdu, ale to plan, który ma zazwyczaj połowa kolarzy w peletonie.

Młodzi kolarze szturmem atakują peleton, ale pan chce być chyba jak Alejandro Valverde, który w wieku 41 lat wciąż walczy o zwycięstwa?

Nie, aż tak daleko nie sięgam. Po zakończeniu Giro d'Italia zdecyduję, czy to mój ostatni kontrakt.

Czyli ostatni raz oglądamy pana w wielkim tourze?

Jeśli nie zdecyduję się na kolejny kontrakt, to tak. Nie mam w tym sezonie innych wielkich tourów w planach. Musiałem wybierać między Giro i Tour de France. Vuelta a Espana nie wchodzi w grę, bo pierwsze dwa etapy pokrywają się z Tour de Pologne. To nasz narodowy wyścig, na pewno się tam pojawię.

Koronawirus utrudnił panu przygotowania do sezonu?

Zachorowałem tuż po zakończeniu ubiegłorocznej Vuelty i przez tydzień czułem się fatalnie. To nie był jednak koniec, efekty choroby dotykały mnie jeszcze przez kilka miesięcy. Gorsza regeneracja, ogólne zmęczenie... To oczywiście sprawa indywidualna, ale zespołowi lekarze zapowiadali, że skutki koronawirusa można odczuwać nawet przez pół roku. Na szczęście wychodzę już na prostą.

Ostatnie wypadki świadczą, że kolarstwo to wciąż niebezpieczny sport...

Tak, choć kiedyś uważałem inaczej, ale moje podejście się zmieniło. Przeżyłem sporo kraks, duże wrażenie zrobił na mnie także śmiertelny wypadek Bjorga Lambrechta. Młodzi kolarze często ryzykują i nie widzą niebezpieczeństw, które są wpisane w nasz sport. Niektóre czynniki nie są od nas zależne, bo pędzimy z dużą prędkością wąskimi drogami, ale w wielu sytuacjach sami decydujemy, jakie ryzyko chcemy podjąć.

Dziś częściej wciska pan hamulec?

Staram się po prostu ograniczać ryzyko. Kiedy zbliżamy się do mety i rośnie adrenalina, to człowiek przestaje na pewne rzeczy zwracać uwagę. Są jednak sytuacje w trakcie etapu, gdy walczymy o pozycję i się przepychamy, wtedy częściej naciskam hamulec.

Policzył pan kiedyś, ile kości złamał?

Były kraksy, trzy razy zderzyłem się też z samochodem, ale jak na 25 lat jazdy na rowerze w ruchu ulicznym nie jest to dużo. Raz złamałem nos, miałem też pęknięte żebro. Taki bilans nie wygląda wcale źle.

Podobają się panu nowe przepisy, które mają zwiększyć bezpieczeństwo w peletonie?

Nie rozumiem, dlaczego rzucanie bidonów miałoby pogarszać nasze bezpieczeństwo. To także część kolarstwa, która przyciąga na trasę kibiców. Zakaz jazdy na rurze (w pochyleniu na ramie, przy zjazdach – przyp. red.) jest za to w porządku. Taki styl nie jest problemem, kiedy zawodnik samotnie ucieka. Coraz częściej zdarzali się jednak tacy, którzy siadali na rurze w środku peletonu. Jechałem obok Jaya McCarthy'ego, kiedy przy prędkości 70 km/h wypadł z trasy na Vuelcie. Całe szczęście, że wpadł w pole. To mogło się skończyć znacznie gorzej. Jazda na rurze obniża kontrolę nad rowerem.

Jakie będzie tegoroczne Giro?

Bardzo wymagające. Trasa jest trudna, duże różnice mogą powstać już w pierwszej części wyścigu. Czeka nas między innymi odcinek szutrowy, podobny do Strade Bianche. Początkowe etapy mogą przynieść straty, których później nie będzie można odrobić. Faworytów jest kilku. Jestem ciekaw, co pokaże Egan Bernal. Mocny jest Mikel Landa, a może na własne konto wreszcie pojedzie George Bennett.

Martwi pana, że po kilku świetnych sezonach Polacy zaczęli w peletonie statystować?

Michał Kwiatkowski i Rafał Majka to wciąż kolarze, którzy mogą zdobywać koszulki i wygrywać etapy, choć ten ostatni raczej nie powalczy o miejsce w klasyfikacji generalnej dużego wyścigu, bo musi pracować dla Tadeja Pogacara. Ja także – jeśli znajdę się w odjeździe – mogę pokonać kilku zawodników. Nie można nas skreślać, ale faktycznie brakuje młodych. Nie mamy kogoś, kto w najbliższych latach mógłby nas zastąpić i powalczyć o czołowe miejsca w liczących się wyścigach.

Dlaczego?

Potrzebujemy dobrze zorganizowanych drużyn młodzieżowych. Taką inicjatywą był CCC Development Team, ale trzeba cierpliwości i kilku lat pracy, żeby podobne projekty zaczęły się zwracać. Nie wykluczam, że sam w przyszłości spróbuję zorganizować zespół, żeby wychowywać młodych kolarzy. Mam kilka pomysłów i propozycji. Wiem, że są w Polsce ludzie, którzy chcieliby się w taki projekt zaangażować.

Założy pan jeszcze kiedyś koszulkę reprezentacji Polski?

Rok temu dostałem powołanie do kadry, ale nie czułem się na siłach. Teraz zobaczymy, w jakiej będę formie po Giro i Tour de Suisse. Myślę o występie na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Mamy tam tylko trzy miejsca, ale trasa jest bardzo trudna. Nie ma w Polsce zbyt wielu kolarzy, którzy poradzą sobie w takim terenie.

Giro d'Italia – pierwszy wielki tour sezonu

Wyścig wystartował 8 maja w Turynie. Kolarze w ciągu 22 dni pokonają 3488 km, a szczytem wyścigu będzie przełęcz Pordoi (2,239 m). Najważniejsze górskie etapy organizatorzy zaplanowali na trzeci tydzień rywalizacji. Ostatni etap to jazda indywidualna na czas (30 maja w Mediolanie).
Udział w tegorocznym wyścigu bierze trzech Polaków. Oprócz Tomasza Marczyńskiego to Maciej Bodnar (Bora-Hansgrohe) oraz Łukasz Wiśniowski (Team Qhubeka). Obaj pomagają swoim liderom.
Lista faworytów jest długa, a czołowe miejsca zajmują na niej Brytyjczyk Simon Yates (Team BikeExchange) oraz Kolumbijczyk Egan Bernal (Ineos Grenadiers). Pierwszy trzy lata temu wygrał Vuelta a Espana, a drugi w 2019 roku był najlepszy na trasie Tour de France. Włoskim wyścigiem do rywalizacji po kontuzji wraca zwycięzca ubiegłorocznego Tour de Pologne Belg Remco Evenepoel.
Wyścigowi po dwóch etapach lideruje Włoch Filippo Ganna z Ineos Grenadiers, który wygrał prolog. Bodnar jest 15., Wiśniewski 83., a Marczyński 122. ?

Ma pan 37 lat, ale jedzie dopiero ósmy wielki tour w karierze. Ciągle jest pan kolarzem nienasyconym?

Dalej mi się chce. Faktycznie nie przejechałem w karierze zbyt wielu wielkich tourów, ale mam duże doświadczenie, które zapewnia mi fajną rolę w drużynie Lotto Soudal. Jestem dziś kolarzem kompletnym. Mogę pomagać na płaskich odcinkach i pracować dla sprintera, zabrać się w odjazd i walczyć o etapowe zwycięstwo, stać mnie na mocną jazdę w górach, a także na pomoc chłopakom jadącym po wysokie miejsca w klasyfikacji generalnej. Właśnie dlatego dostałem powołanie na Giro d'Italia.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Inne sporty
Kolejne sukcesy pilotów. Aeroklub Polski czeka na historyczny rok