– Mój kraj jest teraz w siódmym niebie. To dla nas szczególny moment – cieszył się na mecie szczęśliwy zwycięzca wyścigu ze startu wspólnego.
Dla Ekwadoru to dopiero trzeci medal olimpijski. Dwa poprzednie wywalczył chodziarz Jefferson Perez – złoto w Atlancie (1996) i srebro w Pekinie (2008). Oba na dystansie 20 km.
Carapaz (rocznik 1993) był zbyt mały, żeby pamiętać pierwszy z tych sukcesów, ale niewiele brakowało, by on też poświęcił się lekkiej atletyce. Uprawiał biegi, dopóki na swej drodze nie spotkał Juana Carlosa Rosero. Ten były olimpijczyk z Barcelony po zakończeniu kariery został nauczycielem i w szkole, do której chodził przyszły mistrz, postanowił założyć klub kolarski.
Richard lubił jeździć na rowerze, ale stary zardzewiały BMX – będący dziś rodzinną pamiątką – służył mu po prostu za środek transportu, skracający podróże po ekwadorskich górach do szkoły lub wakacyjnej pracy w polu. O karierze kolarza nie myślał.
Spotkanie z Rosero odmieniło wszystko. Miał 15 lat, kiedy zaczął poważne treningi. Przyszły pierwsze triumfy, ale i duży cios – śmierć jego mentora. Carapaz mocno to przeżył, dopadły go wątpliwości, nie mógł znaleźć klubu, chciał jeździć w Europie, ale propozycje się nie pojawiały.