Zgodnie z prognozami deszcz w Willingen padał mocno, odwilż w Hesji połączona z mocą podmuchów wydawała się bardzo groźna dla skoków, ale po południu dało się przeprowadzić jedną obowiązkową serię treningową i nawet 38 prób drugiej. Tuż przed kwalifikacjami chmury nieco ustąpiły i można było rozpocząć serię numer 1 miniturnieju „Willingen Six".
Wystartowało 55 skoczków to nowa, trwale obniżona norma PŚ – ubyli m. in. Junshiro Kobayashi, Peter Prevc i Domen Prec, wrócili Timi Zajc i Simon Ammann. Wiatr dmuchał wszystkim głównie pod narty, więc próby powyżej 140 m na skoczni w rozmiarze HS-147 musiały nadejść szybko. Nadeszły nawet lepsze i zaraz przebojem stał się skok Murańki – 153 m. Lądowanie było dalekie od zaznaczania telemarku, ale rekord Janne Ahonene i Jurija Tepesa poprawiony został o metr.
Polak stanął dumnie pod tablicą dla liderów, dość długo rozdawał tam uśmiechy, aż doczekał do skoku Daniela Andre Tandego – 147 m w nienagannym stylu. Norweg też cieszył się chwilą, ale gdy zobaczył próbę Andrzeja Stękały – wiedział, że czas zejść. Nowy lider skoczył 152 m, był jedynym, który w piątek na Mühlenkopfschanze skoczył dwa razy 150 m lub więcej (podczas treningu równo 150 m).
Sędziowie znów czujnie przesunęli belkę w dół, chyba trochę utrudnili pozostałej dwunastce dogonienie Polaka. Najbliżej, to nie niespodzianka, byli lider i wicelider PŚ, czyli Halvor Egner Granerud i Markus Eisenbichler, lecz i oni nie dali rady. Nie przeskoczyli Andrzeja Stękały także liderzy polskiej kadry – Kamil Stoch na razie nie odzyskał bojowości zgubionej w Zakopanem, Piotr Żyła i Dawid Kubacki spisali się zdecydowanie lepiej, wywalczyli miejsca w pierwszej dziesiątce zawodów.
Można zatem mówić o powrocie polskich skoczków na znane pozycje w Pucharze Świata, choć tym razem show skradli inni – pierwszy właściciel brązowego plastronu lidera „Willingen Six" i czeku na 3000 euro za wygrane kwalifikacje Andrzej Stękała oraz piąty w serii kwalifikacyjnej, ale nowy oficjalny rekordzista największej dużej skoczni w PŚ – Klemens Murańka.