Arman Adamian pokonał dwukrotnego mistrza olimpijskiego, Czecha Lukasa Krpaleka, a Inał Tasojew przegrał tylko z francuskim czempionem i legendą judo Teddym Rinerem. Obaj formalnie przystąpili do zawodów jako atleci neutralni - bez barw, przynależności państwowej i prawa do hymnu po zwycięstwie - ale temu pierwszemu już po kilku godzinach „charakteru, woli walki oraz zdolności przywódczych” pogratulował sam Putin.
Wystąpili w Dausze, bo zdali test na prawomyślność. Niezależna firma zakontraktowana przez Międzynarodową Federację Judo (IJF) miała sprawdzić - zgodnie z wytycznymi władz ruchu olimpijskiego - czy żaden nie ma powiązań z rosyjską armią lub służbami bezpieczeństwa i czy nie wspierał publicznie bądź w mediach społecznościowych napaści na Ukrainę.
Czytaj więcej
Rosjanie są w Dausze na mistrzostwach świata w judo, czyli ukochanym sporcie Władimira Putina. Ukraińcy zawody zbojkotowali, choć to walka o igrzyska.
Efektywność kontroli jest dyskusyjna, skoro obecni na MŚ Tasojew, Nijaz Iljasow, Aleksandra Babincewa czy Tamierłan Baszajew zdobywali medale igrzysk wojskowych, a wielu kadrowiczów było przez lata związanych z CSKA Moskwa. Dziś podobno wszyscy formalnie pracują w Narodowym Centrum Treningowym, co IJF uznała za wystarczające, żeby dopuścić ich do startu. Nikomu nie przeszkodziły także bliskie, wręcz przyjacielskie relacje Tasojewa z żołnierzami okupującymi Ukrainę.