Luca Brecel. Nowy mistrz, czyli to wbija młodość

Luca Brecel ma 28 lat, belgijskie obywatelstwo, rodzinę na Sardynii i patrzy na stary sport po nowemu.

Publikacja: 04.05.2023 03:00

Luca Brecel ma receptę na to, jak zmienić snookera

Luca Brecel ma receptę na to, jak zmienić snookera

Foto: Oli SCARFF/AFP

Przyjechał do Crucible Theatre w Sheffield jako numer 10 rankingu światowego, bo w sezonie kończącym się ostatnim dniem mistrzostw świata spisywał się nieźle. Wygrał Championship League i Scottish Open, był drugi w UK Championship.

Mówił jednak, że po raz pierwszy w życiu przed MŚ wcale nie ćwiczył, bo doświadczenia z czasów, gdy przed grą w Crucible niemal nie odchodził od stołu i nic to nie dało, kazały mu coś zmienić. To zmienił: imprezował, grał w FIFĘ i rzutki, siedział z przyjaciółmi do późna, czasem do siódmej rano, nie unikając spożywania napojów niezbyt sportowych.

Kiedy w połowie kwietnia wszedł do teatralnej salki, gdzie 900 osób ogląda snookera, niemal wisząc nad głowami grających, niezbyt się denerwował. Anglik Ricky Walden to był rywal mocny, ale udało się go pokonać 10:9. Luca pierwszy raz w życiu przebrnął pierwszą rundę.

Potem wszystko stało się łatwiejsze, nawet zwycięstwa nad trzykrotnym mistrzem świata Walijczykiem Markiem Williamsem (13:11) i siedmiokrotnym mistrzem, genialnym Anglikiem Ronniem O’Sullivanem (13:10). Udał mu się półfinałowy pościg za Chińczykiem Si Jiahui (od 5:14 do 17:15).

Czytaj więcej

Belg Luca Brecel mistrzem świata w snookerze

Wtedy wsiadł w samochód i – choć droga krótka nie była – pojechał na kilkanaście godzin do domu w Maasmechelen. Wrócił na finał z rodzicami, dziewczyną Laurą i spokojną głową, by wygrać 18:15 z czterokrotnym mistrzem świata Anglikiem Markiem Selbym, zarobić 0,5 miliona funtów, potrzymać w dłoniach puchar z 1927 roku oraz uronić kilka łez.

Chociaż wszyscy pisali, że jest pierwszym graczem z kontynentalnej Europy, który zdobył tytuł, to nie jest to zdanie do końca prawdziwe. W snookerowym życiu Brecela ważną, może nawet najważniejszą rolę odegrała bowiem wyspa – Sardynia.

Wprawdzie przyszły mistrz wbijania kolorowych bil do łuz urodził się we flandryjskim Dilsen-Stokkem (Limburgia), tuż przy holenderskiej granicy, to cała rodzina ma włoskie korzenie. Ojciec Carlo to syn włoskich imigrantów (zajmuje się naprawą szkód po gradobiciach i innych klęskach pogodowych), mama Mirella urodziła się na Sardynii.

Syn państwa Brecelów pierwszy raz zobaczył stół pokryty zielonym suknem podczas wakacji na włoskiej wyspie. Do tamtejszego klubu zaprowadził Lukę tata. Wszystko zaczęło się od zabawy, ale wkrótce trzeba było potraktować pasję małego Brecela znacznie poważniej.

Rodzice zrobili, co należało: wprowadzili domowy tryb nauki, zapisali do klubu, opłacili instruktorów oraz starty i wkrótce mogli zbierać owoce zaangażowania.

Zaczął grać w wieku dziewięciu lat i został zawodowcem wiosną 2011 roku, mając lat 16. Jako amator został m.in. mistrzem Europy do 19 lat, gdy skończył 14 i ledwie wystawał głową ponad stół. Etykieta cudownego dzieciaka była oczywista.

W 2012 roku zagrał po raz pierwszy w Crucible, nie było młodszego debiutanta – 17 lat i 45 dni. Debiutant przez kilka lat zawsze kończył starty na pierwszej rundzie, ten rok przyniósł przełom.

Ciąg dalszy niełatwo przewidzieć, bo brytyjscy snookerzyści nie pogodzą się łatwo z oddaniem korony. Na razie muszą zaakceptować, że w ich sporcie rządzi Belg.

– Snooker to trudna dyscyplina. Mogłem znów łatwo odpaść w pierwszej rundzie, ale stała się rzecz nierealna i wygrałem. Nie mam pojęcia, co się zmieniło. Teraz jestem pewien, że czekają mnie kolejne świetne występy. Nie muszę już odczuwać żadnej presji. Spełniłem największe marzenie – mówi Brecel.

Przyszłość snookera widzi jasno. – Nie odbieram zasług starszym, ale trzeba pokazać, że to sport dla młodych i może być bardziej zabawny, szybszy, głośniejszy. Da się odejść od konserwatywnego ubioru, skrócić mecze, odmłodzić kadrę ekspertów. Sam bym nim został – mówi. Jego głos od 1 maja 2023 roku ma znaczenie.

Przyjechał do Crucible Theatre w Sheffield jako numer 10 rankingu światowego, bo w sezonie kończącym się ostatnim dniem mistrzostw świata spisywał się nieźle. Wygrał Championship League i Scottish Open, był drugi w UK Championship.

Mówił jednak, że po raz pierwszy w życiu przed MŚ wcale nie ćwiczył, bo doświadczenia z czasów, gdy przed grą w Crucible niemal nie odchodził od stołu i nic to nie dało, kazały mu coś zmienić. To zmienił: imprezował, grał w FIFĘ i rzutki, siedział z przyjaciółmi do późna, czasem do siódmej rano, nie unikając spożywania napojów niezbyt sportowych.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika