Szpadzistki do Egiptu poleciały z trzema debiutantkami w składzie. Z olimpijskiej drużyny, która w Tokio miała realne szanse na medal (ostatecznie Polki zajęły szóste miejsce) została tylko Renata Knapik-Miazga, dwie jej koleżanki są w ciąży, trzecia już urodziła.
W stolicy Egiptu naszą olimpijkę wspierały więc: Martyna Swatowska-Wenglarczyk (brązowa medalistka czerwcowych ME w Antalyi), Magdalena Pawłowska i Kamila Pytka.
Na medal MŚ w turnieju indywidualnym przyjdzie polskiej szermierce poczekać do kolejnego czempionatu
W turnieju indywidualnym Polki nie odegrały znaczącej roli, ale drużynowo pokazały, że w zupełnie nowym zestawieniu też potrafią walczyć o podium. Najpierw pewnie pokonały zespół Zjednoczonych Emiratów Arabskich, później Czeszki i Amerykanki, by w meczu o finał przegrać z faworytkami turnieju, Koreą Płd. Koreanki ostatecznie sięgnęły po złoto, a nasze panie biły się o brąz z Francuzkami. Początek nie zapowiadał sukcesu. Polki wyszły na prowadzenie dopiero po piątej walce, w której Magdalena Pawłowska pokonała Auriane Mallo 6:4. Później klasę pokazała Martyna Swatowska – Wenglarczyk wygrywając z Florence Candassamy 5:2 i do ostatniej walki meczu Renata Knapik-Miazga przystąpiła z jednopunktową przewagą powiększając ją w pewnym momencie do trzech punktów. Francuzka jednak nie rezygnowała i na sekundę przed końcem regulaminowego czasu doprowadziła do remisu. O medalu miała rozstrzygnąć dogrywka. I tu brawa za zimną krew dla pani Renaty, która wykonała piękną akcję. Nic dziwnego, że radości nie było końca. Jest medal, którego miało nie być, na który tak naprawdę chyba nikt nie liczył..
W Kairze dobrze spisały się też nasze florecistki w składzie: Julia Walczyk, Martyna Jelińska, Hanna Łyczbińska i Martyna Długosz, które dzielnie biły się o półfinał z Włoszkami, ale wygrana rywalek 45:26 nie pozostawia wątpliwości, kto był lepszy. Warto jeszcze podkreślić, że w turnieju indywidualnym Łyczbińska zajęła 15 miejsce.