My mamy święto skoków w Zakopanem, Niemcy swój równie rozrywkowy odpowiednik w Willingen, miasteczku w Hesji w paśmie niewysokich gór Rothaargebirge. Mühlenkopfschanze jest jednak skocznią bardzo dużą, dla niektórych nawet tzw. półmamutem. Początek lotom poza granicę 150 m dał tam dwie dekady temu Adam Małysz, który w niezwykły sposób skoczył 151,5 m.
Dziś rekord jest niewiele lepszy (Janne Ahonen i Jurij Tepes skoczyli po 152 m), co tylko potwierdza skalę talentu mistrza z Wisły. Radości widzów z takich prób skoczkowie jednak tym razem nie usłyszą, trzydniowego party z udziałem 50 tys. osób nie będzie.
Normą tej zimy jest cisza na trybunach i skromna frekwencja na belce startowej. W Hesji także m.in. z powodu zakażenia Covid-19 kolejnego z rodziny Prevców, Petera. Główni rywale Polaków: Granerud, Eisenbichler, Johansson, Lanišek, Geiger i Lindvik, jednak przybędą.
Polacy pojechali do Willingen w składzie: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Aleksander Zniszczoł, Jakub Wolny i Klemens Murańka (za Pawła Wąska). Trener Michal Doležal znów ograniczył rotację do jednego zawodnika. Indywidualne wyniki Stocha i kolegów nie były w Zakopanem i Lahti wybitne, sztab to zauważył i jeśli wierzyć szkoleniowcom, po korektach i konsultacji z dr. Haraldem Pernitschem powinna przyjść poprawa. Skoki na Mühlenkopfschanze to także od 2018 r. wkomponowany w zawody pucharowe miniturniej, kiedyś Willingen Five, tej zimy Willingen Six – od liczby serii zaliczanych do rywalizacji.
Zasady są proste: sumuje się punkty we wszystkich seriach kwalifikacyjnych i konkursowych, najlepszy otrzyma 15 tys. euro, drugi – 10 tys., a trzeci – 5 tys. euro. Reguły płacenia za wyniki w PŚ (100 franków szwajcarskich za punkt) pozostają bez zmian.