Kołecki był na pekińskim pomoście w 2008 roku drugi w kategorii do 94 kg, za Kazachem Ilją Iljinem. Dołęga zajął czwarte miejsce w kat. 105 kg, trzeci był wtedy Dmitrij Łapikow z takim samym wynikiem w dwuboju, decydowała waga ciała – Rosjanin miał 70 gramów mniej.
Mniej więcej od roku do Polski napływały informacje o spodziewanej dyskwalifikacji Iljina i Łapikowa za doping. Po stosownych potwierdzeniach i zmianach klasyfikacji igrzysk Międzynarodowy Komitet Olimpijski przesłał do Warszawy złoto i brąz. We wtorek, przed posiedzeniem zarządu PKOl, odbyła się krótka uroczystość przekazania trofeów w nowe ręce.
Chociaż trudno mówić, że to pełna rekompensata, to odrobinę ceremoniału zachowano: Irena Szewińska wręczała medale w towarzystwie prezesa PKOl Andrzeja Kraśnickiego, licznie zebrani członkowie PKOl bili brawo, niektórzy zaintonowali hymn, ale przerwali, gdy okazało się, że Mazurek Dąbrowskiego lepiej wybrzmi z taśmy. Na wielkim ekranie powiewała biało-czerwona flaga.
Bohaterowie zachowywali się skromnie, mówili o zadowoleniu z faktu otrzymania krążków, ale nie przesadzali z wylewnością. Najbardziej ucieszona wydawała się jedna z małych córek Szymona Kołeckiego, wołając retorycznie na widok błyszczącego krążka: – Tatusiu, to dali ci to złoto?
– Informacja mnie nie zaskoczyła. Miałem czas przygotować się do tej myśli, że dostanę medal po Iljinie. Słyszałem o tym od roku. Wiedziałem, jak wyglądało szkolenie ciężarowców w krajach bloku wschodniego. To dziwne dostać medal poza areną sportową, ale radość pozostaje. Także dlatego, że w Klubie Olimpijczyka pojawi się na ścianie moje zdjęcie – mówił nagrodzony.