Powiedzieć po sobotnich wydarzeniach na skoczni w Wiśle-Malince, że wróciły dobre skoki całej reprezentacji byłoby za wiele. Jednak trener Michal Doleżal miał rację wybierając Andrzeja Stękałę do czwórki obok pewniaków: Kamila Stocha i Piotra Żyły, może trochę się zawiódł na Dawidzie Kubackim, którego druga próba (zaledwie 97 m) oznaczała koniec szans na podium.
Należy oddać Polakom, że w rywalizacji, bardzo mocno sterowanej przez podmuchy silnego wiatru, długo dawali sobie radę. Pierwsza seria udała się im w całości – zaczęli od czwartego miejsca Żyły, Stękała poprawił pozycję na trzecią, a Kubacki dał prowadzenie drużynie, nawet jeśli trochę z pomocą pecha rywali. Po próbie Stocha, czyli w połowie konkursu, polscy skoczkowie zajmowali drugie miejsce, tylko kilka punktów za Austriakami.
Po drugim skoku Żyły, Polska znów była pierwsza, przyszedł jednak ten drugi skok Dawida Kubackiego (bohater tego wydarzenia mówił potem o worku na plecach za progiem), gdy los, może z pewną pomocą skoczka oddał rywalom Polaków to, co zabrał na początku. Efekt – spadek na szóste miejsce, które Stoch na końcu zamienił na czwarte.
Austriacy po dobrym finałowym skoku Stefana Krafta wyprzedzili Niemców zaledwie o 0,3 pkt., Słoweńcy, których trochę zawiódł Anze Lanisek, też nie byli daleko. Oceniać konkurs i jego aktorów bez uwzględnienia zmienności pogody jednak nie sposób, właściwie w każdej ekipie zdarzały się i wpadki, i wzloty, więc słowo loteria odmieniano we wszystkich przypadkach.
W nieficjalnej klasyfikacji indywidualnej najlepsze noty mieli Stefan Kraft, Cene Prevc i Timi Zajc, Piotr Żyła był szósty, Kamil Stoch dziewiąty, więc w ich przypadku mówienie o małej stabilizacji jest całkiem zasadne. W klasyfikacji Pucharu Narodów Niemcy nadal prowadzą przed Austrią i Słowenią, Polska awansowała przed Szwajcarię na szóste miejsce.