Kiedy na igrzyskach olimpijskich w Turynie (2006) przybiegała na metę jako 5. w biegu na 15 kilometrów wydawało się, że jasna przyszłość przed nią. Miała 23 lata, talent, chęć do pracy, a powoli ze sceny schodziło poprzednie pokolenie biatlonistek. Przed nią finiszowały sporo starsze zawodniczki: Kati Wilhelm, Martina Glagow, Albina Achatowa. Ona finiszowała jako pierwsza z młodego pokolenia biatlonistek.
Ale coś poszło nie tak i podzieliła los Tomasza Sikory, który zaczął karierę od złotego medalu mistrzostw świata w Anterselvie (1995), a potem na kolejne sukcesy czekał kilka lat, albo i Adama Małysza, który myślał nawet o rzuceniu skoków, zanim stał się Orłem z Wisły. Ona nigdy biatlonu rzucić nie chciała, ale we wszystkich przypadkach cierpliwość się opłaciła.
Pałce w rozwoju trochę na pewno przeszkodziły kontuzje: jeden sezon straciła przez operację barku, drugi przez kręgozmyk czyli przemieszczenie kręgów. Przed tym sezonem straciła część przygotowań przez operację złamanej stopy. Ciągle czegoś brakowało. Kiedy lepiej biegała, to gorzej strzelała. Jak poprawiła celność, to była w słabszej formie fizycznej. Ale teraz wszystko udało się połączyć na mistrzostwach świata w Novym Meście. A strzelanie już jej nie przeszkadza. Po operacji w lecie, zanim wróciła do dobrej formy w bieganiu, ratowało ją w tym sezonie strzelanie - które kiedyś było jej piętą achillesową.
Poprawa przyszła dzięki determinacji. W lecie, za własne pieniądze, pojechała do ośrodka olimpijskiego w Salzburgu i tam dowiedziała się, że ma niewłaściwą pozycję w czasie strzelania. Wszystko przez niedopasowaną kolbę karabinu.
Austriacy w jednym miejscu kolbę Zbyszka (tak nazwała swój karabin) przycięli, w innym wydłużyli i wreszcie było, jak trzeba. W pozycji leżącej zaczęła strzelać niemal bezbłędnie, w pozycji stojącej jeszcze nie jest idealnie, ale ma być coraz lepiej.