Mistrzostwa świata Dywizji IA potrwają od 23 do 29 kwietnia. Polska jest gospodarzem drugi raz z rzędu – w ubiegłym roku turniej odbywał się w Krakowie. W tym wybór działaczy padł na katowicki Spodek. Rok temu Polacy dość niespodziewanie byli bliscy awansu – o jego braku zdecydowała przegrana z Węgrami w ostatnim meczu.
Pozostał niedosyt, ale też wrażenie, że elita, niedostępna dla naszych hokeistów od 14 lat, to byłyby jednak za wysokie progi. Wejść do grona najlepszych tylko po to, żeby dostawać od nich baty? Wydaje się, że nie tędy droga. Jak będzie teraz pod względem sportowym?
Wygląda na to, że jest postęp. Trener Jacek Płachta pracuje z kadrą cztery lata. Najpierw był asystentem Igora Zacharkina, a od dwóch lat jest pierwszym trenerem i po cichu (nie jest gwiazdą mediów) robi swoje. Reprezentacja dobrze zaprezentowała się w ostatnich sparingach, wysoko wygrywając z Litwą (8:2) i Koreą Południową (3:0). Z tą ostatnią drużyną zagra znowu – już w niedzielę. Wcześniej Polacy najpierw wygrali, a potem przegrali z Wielką Brytanią (4:3 i 2:3).
Gwiazdy nie przyjechały
To nie byli najbardziej wymagający rywale. W mistrzostwach będą silniejsi. Najtrudniejsze, przynajmniej teoretycznie, mecze czekają naszych hokeistów we wtorek i środę – zagrają kolejno ze Słowenią i Austrią. Te reprezentacje grały na igrzyskach w Soczi, w ubiegłym roku wypadły z elity, a teraz chcą tam wrócić.
Trenerzy obu ekip mają w kim wybierać. Prowadzący Austriaków Kanadyjczyk Daniel Ratushny mógł sobie na przykład pozwolić na skreślenie Andreasa Nodla – zawodnika, który ma w swoim CV 183 mecze w NHL! Z obecnie grającej w NHL trójki Austriaków do ostatnich chwil ważył się przyjazd do Katowic Michaela Raffla (dwaj pozostali nie chcieli się narażać na kontuzje). Jednak jego Philadelphia Flyers nadal walczą w play-off w NHL.